Autor |
Wiadomość |
kirke |
Wysłany: Sob 20:14, 26 Sty 2008 Temat postu: |
|
czyście się wszystkie zmówiły czy co?
trzy tłumaczenia i trzy skończone na trzecim rozdziale to jakiś...
apropo waszej wersji to jest bardziej dopracowana i lepiej się ją czyta niż tłumaczenie Sokoła.
Gdybym tylko znała angielski...!!! |
|
|
Lady Godiva |
Wysłany: Czw 9:12, 22 Lis 2007 Temat postu: |
|
Rozdział 3 - W lochach (tłum. Lady Godiva)
Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Fakt, że miał z tym mężczyzną eliksiry był wystarczająco zły, ale to, że oczekiwano, iż z nim zamieszka! Och, nie wątpił, że uda mu się jakoś przeżyć – w końcu to nie mogło być gorsze niż lata, które musiał przecierpieć u Dursley’ów – ale rok szkolny zawsze był wytchnieniem od tego koszmaru. Życie w Wieży Gryffindoru było niczym cudowny sen, którego wyczekiwał przez całe lato, a myśl, że już nigdy tam nie wróci, sprawiała, że robiło mu niedobrze. Zamienić Wieżę Gryffindoru na wilgotne, ponure lochy!
Ich kroki odbijał się złowróżbnie od kamiennych ścian, gdy Snape prowadził go w głąb zamku mrocznymi, słabo oświetlonymi korytarzami. Wreszcie mężczyzna zatrzymał się przed malowidłem przedstawiającym Salazara Slytherina i ogromnego węża.
- Hasło to Eldorado – powiedział, zwracając się jednocześnie do chłopca i do portretu. Obraz odsłonił wejście i Harry podążył za profesorem do komnat, które od teraz miały być jego nowym domem.
Zatrzymał się w drzwiach, zaskoczony tym, co zobaczył. Salon był właściwie nieco podobny do pokoju wspólnego Gryffindoru, mimo że znajdował w lochach i nie było tu wysokich okien jak w Wieży, a kolorem dominującym był zielony, nie czerwony. Dobrze umeblowany, z grubym dywanem na podłodze, szykowną kanapą przy magicznie płonącym kominku i komfortowo wyglądającymi krzesła. Były nawet magiczne szachy, stojące w dobrze oświetlonym rogu pokoju. Świece i lampy naftowe rozświetlały pomieszczenie jaśniej niż się spodziewał, i choć byli w lochach, wcale nie czuło się wilgoci. Ani zimna.
Ściany były ozdobione gobelinami, podobnymi do tych, jakie wisiały się w całym zamku, a kilkoro drzwi wiodło, jak Harry się domyślał, do pozostałych pokoi. Zauważył, że Snape zdjął wierzchnią szatę i rzucił ją na oparcie kanapy, po czym skierował się w stronę kredensu, nalał sobie pełną szklankę bursztynowego płynu, i opróżnił ją za jednym zamachem. Harry wykorzystał jego nieuwagę, aby rzucić okiem na pozostałe pokoje – dobrze wyposażony gabinet z jednej strony, dalej pracownia eliksirów, prywatna biblioteka, i raczej olbrzymia sypialnia z prywatną łazienką. Właśnie zaglądał do środka, gdy pojawił się Zgredek wraz z jego kufrem, którego nie zdążył jeszcze nawet rozpakować.
- Oto rzeczy Harry’ego Pottera – ogłosił skrzat. – Harry Potter musi teraz zostać w lochach i Zgredek jest pewien, że będzie często go odwiedzać. – Uśmiechnął się radośnie, jakby zachwycony z takiego obrotu spraw – ale czarodziej nigdy tak naprawdę nie wiedział co skrzaty domowe rozumieją z otaczającego ich świata, a czego nie. – Czy Harry Potter potrzebuje pomocy Zgredka?
- Nie, dziękuję, Zgredku – zapewnił go Harry. – Dziękuję za przyniesienie moich rzeczy.
Skrzat uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Harry Potter może się uważać za najbardziej szczerze podziękowanego za jego uprzejmość. – Z tymi słowami zniknął ponownie.
Chłopiec popatrzył na swój kufer, po czym przeniósł wzrok na profesora, który przyglądał mu się, jakby był jakimś owadem, uwięzionym pod mikroskopem. Poruszył się niespokojnie, ale kiedy nie padły między nimi żadne słowa, westchnął i przeciągnął kufer na bok pod jedną ze ścian pokoju, usuwając go z przejścia. Snape nalał sobie kolejnego drinka i Harry nagle zaczął się martwić, że mężczyzna planuje się upić. Nie był pewien czy wiedziałby jak poradzić sobie w takiej sytuacji. Ale przynajmniej już na niego nie patrzył.
- Proszę pana? – zapytał cicho. Snape zesztywniał, ale się nie odwrócił. – Gdzie mam spać? – Z tego, co widział była tylko jedna sypialnia.
- Jak dla mnie, Potter, możesz spać w szafie! – warknął mężczyzna, odwracając się do niego i przeszywając go ponurym spojrzeniem.
Harry wzdrygnął się i cofnął, czując nagły chłód, a jego serce zadrżało na te słowa – wspomnienia dziesięciu lat życia w małej, ciasnej przestrzeni powróciły zupełnie nieoczekiwanie. Prędzej ucieknie z Hogwartu niż znowu będzie przez to przechodził!
Wyglądało na to, że jego reakcja wstrząsnęła Snape’em i ku zaskoczeniu Harry’ego mężczyzna opuścił wzrok, i zbladł. Przez chwilę zacisnął rękę na szklance, którą trzymał w dłoni, po szybko ją odstawił i uczynił jeden, pełen wahania krok.
- Przepraszam – jego słowa były niewiarygodne, zważywszy, że Harry nigdy nie słyszał, aby profesor wyrażał skruchę za cokolwiek. – To było… Nie chciałem tego powiedzieć. Nie pomyślałem. Przyjmij moje przeprosiny. – Mężczyzna wyglądał na niemal chorego, ale Harry za skarby świata nie mógł zgadnąć czy to dlatego, że naprawdę żałował swoich słów czy raczej z powodu samej myśli o przepraszaniu za cokolwiek.
Pokiwał głową lekko głową, obejmując się ramionami w obronie przed wyimaginowanym chłodem. Nie powiedział nic więcej, czekając aż Snape przypomni sobie jego pytanie. Mężczyzna wydawał się zbierać się w sobie – rzucił szybkie spojrzenie na kanapę, po czym westchnął z rezygnacją.
- Łóżko jest wystarczająco duże dla nas obu, panie Potter – powiedział, a Harry zbladł na te słowa. – Poza tym, wyglądałoby dziwnie, gdyby ktokolwiek znalazł cię śpiącego na kanapie. Knot z pewnością wyśle szpiegów.
- Oczekuje pan, że będę… – wybełkotał zszokowany chłopiec.
- Panie Potter, – wściekłość Snape’a powróciła w całej okazałości – proszę mi zaufać, nie jestem bardziej szczęśliwy z powodu tej sytuacji niż ty. Ale obaj w tym tkwimy i musimy być gotowi na pewne nieuniknione niedogodności, z których jedną jest to, że będziemy musieli spędzać pewną ilość czasu w swoim towarzystwie. Ale wbrew temu, co powiedziałem wcześniej Knotowi, zapewniam cię, że twoja cnota jest przy mnie bezpieczna!
Harry poczuł, że jego twarz robi się czerwona ze wstydu, zwłaszcza, kiedy mężczyzna dodał najbardziej drwiącym tonem, jaki kiedykolwiek słyszał:
- Mam nadzieję, że mogę liczyć na to samo z twojej strony?
- Chyba nie myśli pan, że ja… – wykrztusił chłopiec.
- Nie, nie myślę, panie Potter – uciął Snape. – Proszę wyrządzić mi taką samą grzeczność!
- Świetnie – Harry rzucił mu spojrzenie pełne nienawiści. – Idę do łóżka. – Wyciągnął z kufra piżamę i niemal biegiem uciekł do względnie bezpiecznej sypialni, po czym zniknął w łazience, i zatrzasnął za sobą drzwi. Nienawidził tego mężczyzny! Nienawidził go! I to było wszystko, co mógł zrobić, by powstrzymać się od kopania ścian we furii.
Usiadł na krawędzi olbrzymiej wanny i spróbował opanować swoje emocje. To się nie mogło udać – jak Dumbledore mógł oczekiwał, że oni dwaj będą żyć razem i nie pozabijają się nawzajem?! Pokusa wyciągnięcia różdżki i przeklęcia Snape’a w diabły była niemal nie do opanowania. W końcu rozebrał się i wszedł do olbrzymiej, wyłożonej kafelkami wanny. Fakt, że prysznic Snape’a był podłączony do kanalizacji – co było rzadkością w zamku – zaskoczył go, ale jak przypuszczał, dla Mistrza Eliksirów była to konieczność. Nigdy nie wiadomo, kiedy kociołek eksploduje prosto na ciebie.
Wziął szybki prysznic, przebrał się w piżamę i ostrożnie wszedł do sypialni. Ku jego uldze, nie było tam ani śladu Snape’a.
Popatrzył na olbrzymie łoże z baldachimem – oczywiście z zielonymi zasłonami – stojące po drugiej stronie pokoju. Mężczyzna miał rację – było wystarczająco wielkie dla nich obu. Wystarczająco wielkie dla czterech lub pięciu osób, gdyby się ścisnęły. Ale sama myśl o położeniu się dobrowolnie do łóżka Severusa Snape’a! Zadrżał. Jasna cholera!
Złota obrączka na jego dłoni zalśniła w migotliwym świetle świec. Poślubiony! Snape’owi. Zastanowił się, czy to czyniło z niego Harry’ego Snape’a. Albo jeszcze gorzej, Severus Potter? Jego rodzice prawdopodobnie przewracali się w grobach, a jeśli chodziło o jego ojca chrzestnego, to nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co Syriusz powie, kiedy o tym usłyszy. Prawdopodobnie się wściekły i rozerwie Snape'owi gardło.
Z jakiegoś powodu ta myśl sprawiła, że Harry poczuł się lepiej i niechętnie podszedł do łóżka. Położył okulary i różdżkę na jednym ze stolików nocnych, po czym wślizgnął się pod przykrycie, i ułożył na brzegu, tak daleko od drugiej strony jak to było możliwe bez ryzyka upadku. Pościel pachniała delikatnie cynamonem. Nie mogąc zasnąć, położył się cicho na plecach, zbyt spięty, żeby myśleć spójnie.
Jakieś dwadzieścia minut później drzwi do sypialni otworzyły się i wszedł Snape, kierując się w stronę łazienki. Harry słuchał w napiętej ciszy szumu prysznica i celowo unikał myśli o Mistrzu Eliksirów w kąpieli. Doprawdy, to śmieszne. Był w łóżku swojego najbardziej znienawidzonego nauczyciela, na litość boską! Muszą być jakieś przepisy przeciwko temu!
Owszem, w mugolskim świecie. Ale nie był w mugolskim świecie i zaczynał podejrzewać, że było całe mnóstwo magicznych praw, których nie znał. Nigdy nie podejrzewał, że nadejdzie taki dzień, gdy będzie mu brakowało znajomego zdrowego rozsądku mugolskiego świata. Ale z drugiej strony, czy życie w komórce pod schodami i zastanawianie się, czy będzie mógł coś zjeść w tym tygodniu, było normalniejsze? Westchnął, godząc się z faktem, że mugolskie czy czarodziejskie, jego życie nigdy nie będzie miało sensu.
W tym momencie Snape wyłonił się z łazienki i skierował się w stronę wielkiej szafy, stojącej przy jednej ze ścian. Harry mimowolnie powiódł za nim wzrokiem.
Był ubrany jedynie w spodnie od piżamy, i przetrząsał szafę w poszukiwaniu koszuli, w którą mógłby się ubrać. Chłopcu przyszło na myśl, że prawdopodobnie Snape zazwyczaj nie zakłada żadnej góry do spania – i wbrew wszystkiemu, jego wzrok powędrował do torsu mężczyzny. Nie był pewien, czego dokładnie oczekiwał – szaty ukrywały bardzo dużo – z pewnością bladej skóry, może zbyt chudej postury i nawet, jeśli już raz widział mroczny znak, ciała bez jakiegokolwiek piętna.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Blada skóra owszem, ale poza tym Snape był silny i dobrze zbudowany – młody mężczyzna w pełni życia, a jego wysportowane ciało sugerowało, że prowadzi o wiele bardziej aktywne życie niż Harry kiedykolwiek sobie wyobrażał. Był przygotowany na mroczny znak na przedramieniu – mógł go zobaczyć nawet z tej odległości – ale nie oczekiwał błysku koloru na prawej łopatce. Tatuaż, przedstawiający czerwoną różę oplecioną zielonym wężem, przeczył wszystkiemu, co wiedział o ponurym Mistrzu Eliksirów.
Nie oczekiwał również widocznych gdzieniegdzie blizn – wyglądały jakby zostały zrobione nożem lub mieczem. I nagle wszystko to zniknęło z zasięgu jego wzroku, kiedy mężczyzna założył cienką górę od piżamy, i Harry zdał sobie sprawę, że właściwie się na niego gapił. Przerażony, przekręcił się na drugi bok, odwracając się plecami do Snape’a i wmawiając sobie stanowczo, że nie uważa go za ani trochę atrakcyjnego.
Nagle przyszło mu na myśl – być może za sprawą mrocznego znaku – że Voldemort nie będzie zadowolony z obrotu wydarzeń. Harry już dawno zaakceptował, że był pierwszy na jego liście ludzi do zabicia, razem z Albusem Dumbledore’em. Podejrzewał, że kiedy tylko cała sprawa się wyda, nazwisko Severusa Snape’a również się na niej znajdzie.
Chwilę później poczuł, że materac nieznacznie się ugina, kiedy Snape wsunął się na drugą stronę łóżka, również trzymając się z daleka od Harry’ego i nierealność tej sytuacji uderzyła go tak mocno, że niemal się roześmiał.
- Zastanawiam się, czemu wybrał ciebie – powiedział głośno, zanim zastanowił się, co robi. – Mam na myśli Kamień Małżeństw – wyjaśnił, nie odwracając się. – Czemu wybrał cię jako mojego… czemu pomyślał, że ty i ja…
- Panie Potter, nie jestem przyzwyczajony do pogawędek w łóżku. – Ostry głos Snape’a zabrzmiał znacznie bliżej niż Harry się spodziewał, mimo iż wiedział, że mężczyzna leży tuż obok niego, na tym olbrzymim łożu, które nagle zaczęło mu się wydać śmiesznie małe.
- Ja jestem – odparł bez zastanowienia.
Snape wydał z siebie dźwięk, który brzmiał podejrzenie podobnie do śmiechu.
- Masz tyle doświadczenia, prawda? – zapytał drwiąco.
Z twarzą płonącą z zakłopotania, Harry odwrócił się, żeby popatrzeć na mężczyznę.
- Nie to miałem na myśli! – wykrzyknął. Był całkowicie nieprzygotowany na widok leżącego tuż koło niego Severusa Snape’a, w oczach którego lśniły jednocześnie rozbawienie i pogarda. Westchnął i położył się z powrotem. – Łóżko Rona jest obok mojego – wyjaśnił po prostu. – Rozmawiamy w nocy. – Coś, czego jak sądził, będzie mu bardzo brakowało do końca życia.
– Czy w jakikolwiek sposób, kształtem lub formą, przypominam ci pana Weasleya? – zapytał Snape. – Czy może jest to po prostu twój sposób na wyrażenie żalu, że nie zgodziłeś się na jakże szlachetną ofertę twojego przyjaciela, gotowego poświęcić swoją wątpliwą przyszłość z panną Granger i poślubić cię? Z pewnością obydwoje, jako szlachetni Gryfoni, ci to zaoferowali, a ty, równie szlachetnie, uznałeś, że nie masz wyboru i musisz im odmówić.
Harry patrzył na niego zszokowany i wściekły.
- Urodziłeś się taki wredny czy brałeś gdzieś lekcje?!
- Lata praktyki, panie Potter! – odciął się Snape.
- Nienawidzę cię!
- Świetnie! Spełniłem się w życiu! Nauczyłem kolejnego Gryfona nienawidzić. Czy kiedykolwiek zdołam przebić samego siebie?!
Harry zdusił krzyk wściekłość i odsunął się od mężczyzny, jednocześnie odwracając się do niego plecami.
- Zamknij się i zostaw mnie w spokoju!
- Z chęcią! – warknął Snape, i sądząc po ruchu na łóżku, również się odwrócił.
Chłopiec domyślał się, że Mistrz Eliksirów wygrał ich małą sprzeczkę – z pewnością znalazł sposób, że uciszyć Harry’ego. Zamknął oczy i zaczął obmyślać sposoby na doprowadzenie Severusa Snape’a do szaleństwa, za to, jak go traktował. Przyszedł mu na myśl mugolski rock. Znalazłby sobie bardzo głośne stereo i zacząłby włączać muzykę za każdym razem, gdy Snape miałby jakieś prace do sprawdzenia. Albo miłe spotkanie rodzinne – jak tylko nadarzy się okazja, zaprosi Syriusza i Remusa na bardzo długą wizytę. A jeśli naprawdę było coś takiego jak Dwór Snape’ów, pomaluje go na gryfońską czerwień!
***
Trzy godziny później Severus Snape nadal nie mógł zasnąć, mimo później godziny. Cóż, nie każdej nocy musiał dzielić łóżko z niemal dwukrotnie młodszym, całkiem atrakcyjnym mężczyzną. Cała ta sytuacja była koszmarnie niesprawiedliwa. I aż do śmierci będzie za to winił Dumbledore’a.
Gdyby tego ranka wiedział, że zanim upłynie noc zostanie współmałżonkiem Chłopca – Który – Przeżył, w ogóle nie wyszedłby z łóżka. Nigdy tak naprawdę nie lubił Pottera – chociaż z pewnością nigdy też nie czuł do niego nienawiści, w każdym razie nie tak, jak sądził chłopak. Jego zachowanie było głównie spowodowane koniecznością podtrzymania reputacji lojalnego Śmierciożercy. Ale nawet zanim zaczął szpiegować, był wrogo nastawiony do Pottera, z powodu jego ojca i chrzestnego. Nic nie mógł na to poradzić. Zadziwiające jak trwałe są dawne urazy.
I mimo tego wszystkiego, kiedy pierwszy raz zobaczył dzisiaj chłopaka w Wielkiej Sali, zauważył, że dojrzał i stał się młodym, atrakcyjnym mężczyzną. Z pewnością bardziej atrakcyjnym niż z kiedykolwiek był jego ojciec – każdego dnia stawał się coraz bardziej podobny do matki. Poza tym, chociaż nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą, podziwiał jego odwagę. Nie znał nikogo innego, kto ośmieliłby się zaatakować Voldemorta, mając do dyspozycji jedynie miotłę – on sam z pewnością nigdy by nawet nie pomyślał, żeby tak po prostu ukraść Oka Odyna, jakby było zniczem. Było coś poetycko gryfońskiego w całej tej bitwie.
Ale urazy pozostały – jak przypuszczał głównie dlatego, że wyobrażał sobie Pottera jako bezmyślną znakomitość, rozkoszującą się uwielbieniem fanów, do czego nie miał ani trochę cierpliwości. Nawet, gdy dzieciak był na pierwszym roku, myśl o chłopcu – gwieździe sprawiała, że robiło mu się niedobrze. Wyobrażał go sobie otoczonego luksusem, rozpieszczanego i psutego przez całe życie tylko dlatego, że był synem Jamesa Pottera. To był jeden z powodów, dla których nie lubił też Draco Malfoya, chociaż niechęć w stosunku do tego ucznia ukrywał znacznie lepiej.
Oczywiście Potter musiał zniszczyć te wszystkie złudzenia. Zamknięty w komórce, bity i głodzony – rzeczywiście, luksus. Chłopak mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale jego wyjaśnienia były dla nich wszystkich niczym kubeł zimnej wody. Nigdy wcześniej nie widział takiego wyrazu twarzy Dumbledore’a – rzadko się zdarzało, aby największy czarodziej stulecia popełnił aż takie błędy.
A najgorszy ze wszystkiego był sposób, w jaki Potter wyjaśnił całą sytuację – że jego wuj głodził go tylko przez pięć czy sześć dni najwyżej, nic wielkiego, żaden problem. Nie, żeby próbował go zabić czy coś. Zastanawiał się, co jeszcze chłopak musiał znieść przez te piętnaście lat i jak musiał się powstrzymywać przed krzyczeniem w dzikim szale za każdym razem, kiedy Mistrz Eliksirów drwił z jego statusu gwiazdy. Severus znał siebie na tyle, żeby wiedzieć, że nie wykazałby się takim opanowaniem – nawet nie w połowie. Przekląłby swojego przeciwnika w diabły już dawno temu. To jak traktowali go James Potter i Syriusz Black, kiedy był w wieku Harry’ego, sprawiło, że stał się niemal tak okrutny jak Lucjusz Malfoy.
A teraz chłopak był jego współmałżonkiem. Gdyby to nie było tak żałośnie śmieszne, mógłby się właściwie z tego cieszyć – Bóg jeden wiedział, że to doprowadzi Blacka do białej gorączki, nie wspominając już o Malfoyu i Voldemorcie. Lily i James Potter prawdopodobnie przewracali się w grobach, a jego zmarli rodzice z pewnością śmiali się w ataku nieopanowanej radości.
„Chłopiec cię potrzebuje” – to był argument, jakiego Albus użył jako ostatecznej broni, czego Severus nadal nie mógł zrozumieć. Logika argumentów Dumbledore’a nie robiła na nim najmniejszego wrażenia – fakt, że nie było nikogo innego dostępnego, że bardzo niewiele osób mogło się skutecznie sprzeciwić Knotowi, że było dla niego bezpieczniej porzucić rolę szpiega i wreszcie ostatecznie dołączyć do jasnej strony. Nie, jedynym argumentem, którego nie mógł obalić, był ten, w który nie wierzył ani przez chwilę. Że w jakiś sposób Harry Potter – albo ktokolwiek inny gwoli ścisłości – mógł go POTRZEBOWAĆ. Osłabł i poddał się bez dalszych protestów, mimo że było jasne jak słońce, że Potter wcale go nie potrzebuje i nienawidzi myśli o spędzeniu z nim więcej czasu, niż to konieczne w klasie.
Ciągle mógł poczuć drżenie ręki Harry’ego, kiedy chwycił ją w czasie krótkiej ceremonii. Przerażony – chłopiec, który stawił czoła Voldemortowi i armii jego Śmierciożerców był przerażony na samą myśl o spędzeniu jakiejkolwiek ilości czasu w jego towarzystwie. Pięknie. Po prostu cudownie. Takie małe radości, rozświetlającego jego ponure życie.
Ale niezależnie od uczuć Pottera, fakt pozostawał faktem – byli współmałżonkami i Severus był ze niego odpowiedzialny. I im szybciej obydwaj to zaakceptują, tym lepiej dla nich. Merlin wiedział, że nie mogli spędzić reszty życia walcząc tak, jak dziś wieczór – chociaż musiał przyznać, że Harry wyglądał uroczo z oczami błyszczącymi w furii i ciałem drżącym z wściekłości.
Westchnął z rozdrażnieniem. Nie miał zamiaru zalecać się do szesnastolatka, nawet, jeśli byli małżeństwem. Nie wspominając już o tym, że wiedział, że zostałby odrzucony, a wbrew temu, co powiedział tak przekonująco do ministra, nigdy nie był zwolennikiem siły. Podejrzewał, że Knot wyobrażał sobie, że spędzał dzisiejszą noc bezczeszcząc bohatera czarodziejskiego świata. Bez wątpienia Black oskarży go o to samo. Wolał nie zastanawiać się, co przyniesie najbliższych kilka miesięcy.
Jakiś dźwięk przyciągnął jego uwagę i odwrócił się, żeby spojrzeć na Harry’ego. Chłopiec potrząsał głową spazmatycznie, chociaż się nie obudził. Chwilę później z jego ust wydobyło się skomlenie i zaczął się rzucać się na łóżku, jakby z kimś walcząc. Krzyk przerażenia zastąpił jęki, sprawiając, że Severus całkowicie się rozbudził i usiadł zszokowany. Niepewnie wyciągnął rękę i dotknął ramienia Harry’ego, potrząsając nim.
- Potter! – powiedział, chcąc obudzić chłopca, jednocześnie nie przerażając go zbytnio.
Harry ponownie krzyknął, uchylając się przed jego ręką.
- Potter! – zawołał głośniej i ostre brzmienie jego głosu obudziło Harry’ego, chociaż nadal się drżał i kulił się przed nim w ciemności.
- Przepraszam, wujku Vernonie! – wykrzyknął. – Przepraszam, przepraszam! – Cofnął się przed dłonią Severusa, zasłaniając głowę rękami, jakby chroniąc się przed oczekiwanym uderzeniem.
Severus zamarł. Do głowy przyszło mu kilka wyjaśnień, ale żadne z nich nie było nawet w najmniejszym stopniu przyjemne. Poczuł, że jego serce zaciska się w piersi i ogarnia go lodowate zimno.
- Harry – powiedział łagodniej. – To ja, Severus. – Po czym dodał, domyślając się, że chłopiec może nie rozpoznać jego imienia: – Snape. To ja, Snape. Obudź się. Masz koszmar.
Harry uspokoił się od razu, chociaż oddychał ciężko i spazmatycznie, mrużąc oczy, kiedy patrzył na niego w ciemności zasłoniętego łóżka.
- Profesor? – zapytał niepewnie.
Severus skrzywił się, nie do końca pewien czy czuje się komfortowo, kiedy ktoś nazywa go profesorem, leżąc obok niego w łóżku.
- Tak – potwierdził.
- Przepraszam – wymamrotał Harry. – Nie chciałem pana obudzić. – Wyglądał zaskakująco bezbronnie, leżąc i próbując się nie trząść, i nie płakać, i Snape poczuł nagłą potrzebę pocieszenia go.
- Nic się nie stało – zapewnił go. – Ja… – westchnął, nie do końca pewien jak ma poruszyć ten temat. – Czy jest jakiś powód, dla którego oczekiwałeś, że znajdziesz obok siebie swojego wuja, zamiast mnie? – Nie był to może najbardziej taktowny sposób zadania tego pytania, ale Severus nigdy nie był zbyt taktowny.
Harry popatrzył na niego zdezorientowany.
- Co?
- Kiedy cię budziłem, nazwałeś mnie wujem Vernonem – wyjaśnił Severus. – Kiedy dziś wieczorem wspomniałem o różnych sposobach znęcania się, był jeden, który pominąłem. Czy twój wuj…
- Nie! – głos Harry’ego załamał się w szoku. – Nie – powtórzył. – Nigdy by nie dotknął takiego wybryku natury jak ja! – Ku zaskoczeniu Severusa, głos chłopca pełen był pogardy, choć nie był pewien czy była ona skierowana przeciwko znienawidzonemu wujowi, czy przeciwko samemu sobie. Zgadywał, że „wybryk natury” był pojęciem, którego używał jego wuj do określania czarodziejów.
- Więc czemu o nim pomyślałeś? – zapytał delikatnie.
- Miałem koszmary – Harry wzruszył ramionami. – Cały czas, każdej nocy. Budziłem ich krzykiem. Wuj Vernon… - przerwał, odwracając wzrok, z nieczytelnym wyrazem twarzy.
- Wuj Vernon co?
- Rzucał we mnie różnymi rzeczami – przyznał Harry. – Stojąc w drzwiach. Żeby mnie obudzić. Głównie butami. Jeśli chciałem coś zjeść w ciągu dnia, nie ośmielałem się zasnąć w nocy, żeby nie ryzykować, że ich obudzę. Zazwyczaj w nocy rzucam czar wyciszający, ale nie wolno mi używać magii w czasie wakacji.
Snape przełknął gulę w gardle, czując gorycz na myśl o wuju chłopca, który zamiast pocieszyć go, kiedy budził się z krzykiem z koszmaru, jak zrobiłby każdy normalny człowiek, rzucał w niego butami.
- Masz na myśli, że używasz czarów wyciszających, kiedy jesteś w Wieży Gryffindoru, żeby nie obudzić swoich przyjaciół? – Zastanowił się, czy ktokolwiek, choćby jego najlepsi przyjaciele, wiedział, jaki rodzaj koszmarów nęka chłopca. To nie brzmiało zbyt gryfońsko – z pewnością jego przyjaciele byliby szczęśliwi, mogąc go pocieszyć?
Harry jedynie pokiwał żałośnie głową.
- Tak, przepraszam. Chyba po prostu o tym dzisiaj zapomniałem. To się więcej nie powtórzy. – Sięgnął ręką w stronę różdżki, którą zostawił na nocnym stoliku razem z okularami. Severus powstrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Jeśli cię nie usłyszę, nie będę mógł cię obudzić – wskazał.
Chłopiec popatrzył niego zdezorientowany, zaskoczony jego słowami.
- Czemu miałby pan chcieć mnie obudzić?
Severus popatrzył na niego. Oferta pomocy wyraźnie zbiła Harry’ego z tropu.
- Ponieważ to właśnie się robi, kiedy ktoś ma koszmary – powiedział po prostu.
Zmieszanie chłopca nie zmniejszyło się ani trochę.
- Więc lepiej niech ma pan dużo butów pod ręką. Nie dam panu zasnąć przez całą noc.
Z trudem powstrzymał się przed uduszeniem chłopaka.
- Harry Potterze, nie zamierzam rzucać w ciebie butami– warknął urażony i natychmiast tego pożałował, kiedy chłopiec cofnął się przed nim. – Nie jestem twoim wujem – dodał łagodniej. Chłopiec się nie poruszył, a wyraz jego twarzy pozostał niezmieniony i Severusowi przyszło na myśl, że ten radosny, szczęśliwy, ufny Gryfon nie jest ani radosny, ani szczęśliwy, i jeśli dobrze odczytywał sytuację, nie ufał nikomu.
Severus odwrócił się w stronę nocnej szafki po swojej stronie łóżka, otworzył jedną z szuflad i przejrzał jej zawartość.
- Wiesz, jest jedna dobra rzecz w byciu współmałżonkiem Mistrza Eliksirów – powiedział chłopcu łagodnie, starając się, aby brzmiało to jak najbardziej zdawkowo. Znalazł to, czego szukał i wyjął z szuflady małą fiolkę błękitnego płynu. – Niekończące się zapasy eliksirów. – Wyciągnął fiolkę w stronę chłopca.
Harry popatrzył na nią.
- Co to jest? – Nie wykonał żadnego ruchu, żeby wziąć ją z ręki Severusa.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Uczyłeś się o tym w zeszłym roku na moich lekcjach – poinformował chłopca, niezdolny do ukrycia urazy, że chłopiec przykładał tak mało uwagi do jego zajęć.
- Czy to było przed, w trakcie, czy po moich licznych pobytach w skrzydle szpitalnym? – zapytał Harry z irytacją, ale wziął eliksir z ręki Severusa i zaczął go odkorkowywać.
Severus zmarszczył brwi jeszcze bardziej. Dopiero teraz uzmysłowił sobie jak dużo zajęć Harry opuścił z powodu nieustannych ataków Voldemorta i Śmierciożerców. Zabawne, że nigdy wcześniej o tym nie pomyślał, ale Potter wiele przeszedł. Podejrzewał, że fakt, iż chłopiec uzyskał znośne wyniki na SUMach było dowodem na zdolności nauczycielskie panny Granger.
Patrzył w ciszy jak Harry ostrożnie powąchał eliksir, marszcząc brwi w koncentracji. Nagle uderzyło go, że chłopiec ma wyjątkowo piękne oczy – szkoda, że zawsze były schowane za tymi okropnymi okularami.
- Eliksir Bezsennego Snu – stwierdził, chociaż w jego głosie był ślad pytania.
- Bardzo dobrze, panie Potter – potwierdził Snape. – Ta odrobina powinna pozwolić przespać ci resztę nocy bez jakichkolwiek snów.
Wzrok pełen nadziei sprawił, że coś zaskakującego stało się z sercem Severusa – to niemal bolało.
- Ma pan tego więcej? – zapytał z wahaniem.
Mężczyzna po raz kolejny oparł się pokusie warknięcia na chłopca. Na litość boską, był Mistrzem Eliksirów! Chociaż nie powiedział nic, jego wyraz twarzy musiał być wystarczająco wymowny, żeby uzmysłowić Potterowi głupotę jego pytania. Zarumienił się i popatrzył w dół z zakłopotaniem – przynajmniej Severus podejrzewał, że było to zakłopotanie. Kiedy chłopiec przemówił, zdał sobie sprawę, że w rzeczywistości był to wstyd.
- Mam na myśli… Wiem, że ma pan więcej… Może zrobić więcej. Ja tylko… – przerwał i zszokowany Severus zdał sobie sprawę, że Potter pyta go czy ma więcej eliksiru, którym chciałby się z nim „podzielić”.
- Nieważne – wyszeptał chłopiec, ryzykując przepraszające spojrzenie. – Dziękuję za to – dodał i opróżnił szybko fiolkę, zanim oddał puste szkło. Zważywszy, że chłopiec posiadał niemal bezcenną pelerynę niewidkę i jedną z najdroższych mioteł na rynku, Severus zawsze zakładał, że dostawał wszystko, czego chciał. Najwyraźniej nie, skoro nie był nawet w stanie poprosić o coś tak prostego, jak więcej eliksiru, którego potrzebował.
- Mam tak dużo, jak będziesz potrzebował – poinformował go spiętym głosem. – Tak jak powiedziałem, niekończące się zapasy eliksirów.
- Dziękuję – powiedział znowu chłopiec. Eliksir zaczynał już działać, Harry musiał więc walczyć, żeby nie zamknąć oczu. – Odwdzięczę się, obiecuję. – I zasnął, zanim Severus mógł go poinformować, że nie musi się odwdzięczać.
Oszołomiony, patrzył w ciszy na śpiącego chłopca. Wyglądało na to, że nie znał Harry’ego Pottera nawet w połowie tak dobrze, jak sądził. I wcale mu się nie podobało, że cokolwiek ten paskudny chłopak zrobił, wywoływało to u niego intensywne uczucia. Nie był też zadowolony z błąkających się po jego głowie myśli o względnej atrakcyjności i uroku chłopca. Były nieodpowiednie i stanowczo zbyt blisko prawdy, biorąc pod uwagę, że tego ranka większość czarodziejskiego świata prawdopodobnie uwierzy, że spędził tę noc narzucając swoją uwagę ich niewinnemu, młodemu bohaterowi.
Odsunął kosmyk włosów z czoła chłopca. Lepiej będzie dla nich obu, jeśli ograniczą rozmowy do minimum. Z pewnością żadnych więcej bezsensownych pogaduszek w łóżku, nie, jeśli rezultatem miały być te wszystkie dziwne myśli. I chociaż nie miał wątpliwości, że nie będzie rzucał w chłopca butami, musiał się także upewnić, że nie będzie miał z nim żadnego innego kontaktu – Severus zamarł, uświadamiając sobie, że właśnie delikatnie obrysowuje palcami kontury twarzy chłopca. Odsunął rękę, jakby się oparzył.
- Jasna cholera! – wysyczał cicho i odsunął się od chłopca, jednocześnie odwracając się do niego plecami. Czasami naprawdę nienawidził swojego życia.
Wstał o świcie, zadowolony z wymówki, żeby wyjść z łóżka i uwolnić się od obecności Pottera. Wziął prysznic i ubrał się szybko, zatrzymując się przed szafą, żeby pomyśleć o kufrze, który Harry zostawił w salonie. Niezależnie od tego jak bardzo nienawidził myśli o dzieleniu swoich kwater z kimkolwiek, podejrzewał, że nie mógł nic z tym zrobić. Jego obowiązkiem było zaspokoić wszystkie potrzeby jego współmałżonka, i podejrzewał, że oznaczało to również dostarczenie mu odpowiedniego miejsca do życia.
Mimo wszystko, to nie znaczyło, że musi z nim dzielić szafę. Złapał różdżkę i transmutował świecznik w drugą szafę, ustawiając ją blisko swojej, po czym przelewitował kufer do sypialni, i zostawił go przed szerokim meblem, żeby Harry się rozpakował.
Zadowolony, skierował się w stronę gabinetu, żeby pozbierać materiały, których potrzebował dzisiaj. Miał tego dnia zajęcia z pierwszym i trzecim rokiem, oraz niestety zaawansowane eliksiry z szósto-, i siódmoklasistami. Wcale nie był pewien jak poradzi sobie z uczeniem w klasie, w której jest jego współmałżonek. Podejrzewał, że teraz nie będzie już musiał utrzymywania pozorów bycia lojalnym Śmierciożercą – najprawdopodobniej nowiny o jego ślubie będą dziś tematem dnia we wszystkich gazetach. Poślubienie Harry’ego Pottera będzie najbardziej dobitnym dowodem na jego lojalność wobec Dumbledore’a niż cokolwiek, co mógł sobie wyobrazić. Co znaczyło oczywiście, że nie będzie już musiał podtrzymywać farsy o faworyzowaniu Malfoya.
Ale on tak kochał odbierać punkty Gryffindorowi!
Oczywiście nie mógł sobie pozwolić, żeby naprawdę zmienić swoje postępowanie wobec Harry’ego – niezależnie od tego czy był jego współmałżonkiem czy nie. Nadal był jego uczniem i w klasie musiał utrzymywać z nim profesjonalne relacje, żeby nie zostać posądzonym o niesprawiedliwość. Poza tym, chłopiec był beznadziejny w eliksirach, mimo że nieźle zaliczył sumy – osobiście uważał, że sędziowie byli w zeszłym roku stanowczo zbyt łagodni. Ale jeśli Potter się nie podciągnie, to i tak obleje Owutemy. A Severus nie mógł sobie wyobrazić niczego bardziej zawstydzającego niż jego współmałżonek zawalający eliksiry na Owutemach.
Pracował około pół godziny nad swoimi notatkami na pierwsze zajęcia, po czym wrócił do sypialni, żeby znaleźć nową tabelę ocen, którą zostawił tam kilka dni temu. Przechodząc przez salon, zauważył Pottera, bawiącego się czymś nerwowo koło kominka. Harry nie podniósł wzroku, a Severus go nie przywitał.
Wyjął kartkę z dolnej szuflady nocnego stolika i właśnie miał skierować się z powrotem do salonu, kiedy zauważył, że łóżko zostało posłane. Zatrzymał się, marszcząc brwi. Skrzaty domowe nigdy nie przychodziły tak wcześnie.
Popatrzył na nową szafę – kufra nie było, bez wątpienia został rozpakowany i odstawiony na bok. Zauważył też, że jego szafa była dokładnie zamknięta, choć zostawił jedno skrzydło lekko uchylone. Podszedł do niej i otworzył drzwi jednym szarpnięciem. Piżama, którą miał na sobie ostatniej nocy, a potem zostawił ją na oparciu krzesła w pobliżu drzwi do łazienki, leżała teraz porządnie złożona w koszu z brudną bielizną. Więc nie skrzaty – one zabrałyby kosz ze sobą.
W jego umyśle zrodziło się drobne podejrzenie i szybko skierował się do łazienki. Pamiętał, że zostawił na podłodze albo na brzegu wanny porozrzucane ręczniki, a maszynkę do golenia, której użył rano położył na brzegu umywalki. Ale łazienka była nieskazitelna, żadnego znaku, że tam w ogóle był – ani też żadnego znaku, że był tam Harry.
Ponownie przeszedł przez sypialnię i zatrzymał się w drzwiach, obserwując poczynania Harry’ego. Chłopiec niczym się już nerwowo nie bawił, tylko ustawiał koło kominka tacę z filiżanką kawy. A z tego, co Severus zauważył, Harry Potter nie pił kawy – tak jak większość uczniów wolał rano herbatę. Poza tym, na tacy była tylko jedna filiżanka, a chłopiec najwyraźniej nie miał zamiaru dodawać drugiej. Severus zauważył też, że szata, którą zdjął ostatniej nocy i rzucił na oparcie kanapy zniknęła, bez wątpienia powieszona w szafie lub włożona do kosza z brudami razem z innymi rzeczami.
Coś zaskoczyło w jego umyśle. Skoro Dursleyowie głodzili, bili i więzili chłopca, czemu nie mieliby również zmuszać go do harówki niczym skrzata domowego? Teraz jeszcze bardziej żałował swojego zupełnie idiotycznego komentarza o spaniu w szafie, który rzucił Harry’emu ostatniej nocy. Jego przeprosiny były szczere, ale wyglądało na to, że szkoda została wyrządzona – chłopiec tak naprawdę nie oczekiwał, że jego nowe życie będzie się różnić od poprzedniego. Bez wątpienia po prostu zachowywał się tak, jak myślał, że tego od niego oczekiwano.
Severusa zaskoczyła wściekłość, którą poczuł. Była skierowana w jednocześnie przeciwko Dursleyom, samemu sobie, i, zaskakująco, przeciwko Albusowi Dumbledore’owi – przede wszystkim za to, że wkręcił go w tę sytuację.
- Panie Potter!
Harry podskoczył przestraszony i Severus musiał ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć tego, co natychmiast przyszło mu na myśl. Nie był zły na chłopca i wyładowywanie złości na nim w niczym by nie pomogło. Harry popatrzył na niego i mężczyźnie ulżyło, kiedy zobaczył we wzroku chłopca wyzwanie.
- Panie Potter – powiedział spokojnie, zmuszając się do panowania nad swoimi emocji. – Jesteś moim współmałżonkiem, a to jest teraz twój nowy dom. Nie jesteś moim podopiecznym czy służącym i ani nie oczekuję, ani nie wymagam, abyś po mnie sprzątał. – Popatrzył na tacę w rękach chłopca i podszedł do niego o kilka kroków. – Nie oczekuję też, że będziesz na mnie czekał, lub służył mi w jakikolwiek sposób. To uprzejme i chciałbym ci za to podziękować, ale nie wymagam tego. Rozumiesz?
Harry nie odpowiedział – po prostu stał i patrzył na niego, najwyraźniej zapominając o tacy, którą nadal trzymał w rękach. Ale wyzwanie w jego oczach nie znikło ani na chwilę i ku zaskoczeniu Severusa, chłopak postąpił kilka kroków naprzód i dobitnie postawił tacę z kawą, śmietanką i cukrem na stole na wprost kanapy. Po czym cofnął się i popatrzył na niego w ciszy, z ustami zaciśniętymi w wąską, wyzywającą linię, i oczami błyszczącymi wyzwaniem. Severusowi zajęło chwilę zanim zdał sobie sprawę, na co dokładnie chłopiec czeka.
Uczynił jeden, pełen wahania krok naprzód i podniósł filiżankę.
- Dziękuję – powiedział stanowczo.
Coś zamigotało w oczach Harry’ego, być może zaskoczenie, że podziękowanie było szczere.
- Proszę bardzo – odpowiedział równie stanowczo. Ta zwykła wymiana uprzejmości wytrąciła ich obu z równowagi.
- Idę na śniadanie – ogłosił Harry.
Severus tylko pokiwał głową i patrzył jak chłopiec opuszcza ich kwatery. Pokręcił głową i upił łyk kawy. Jedna rzecz była pewna, życie z Harry’m Potterem z pewnością nie będzie nudne. |
|
|
Lady Godiva |
Wysłany: Czw 9:11, 22 Lis 2007 Temat postu: |
|
Rozdział 2 – Przyjmij tę obrączkę… (tłum. Lady Godiva)
Harry poczuł, że krew odpływa mu z twarzy i równocześnie zobaczył jak oczy Snape rozszerzają się w zupełnym szoku.
- Co? – zapytał Mistrz Eliksirów, spoglądając to na Dumbledore’a, to na McGonagall, to na Hooch. Ku przerażeniu Harry’ego, obydwie słabo skinęły głowami na znak potwierdzenia.
- Snape! – wykrzyknął Ron w przerażeniu.
- Ale to niemożliwe! – zaprotestował Harry, patrząc na nich, jakby postradali zmysły. Państwo Weasley nie wydawali się zbyt szczęśliwi, ale też nie wyglądali na ani trochę tak bardzo zmartwionych, jak jego zdaniem powinni.
Dumbledore zmarszczył brwi, patrząc na chłopca.
- Czemu miałoby to być niemożliwe? Zdaję sobie sprawę, że między tobą i profesorem Snape’em nie układa się najlepiej, ale to się często zdarza w tego typu sytuacjach. W końcu to przezwyciężycie. To doskonały układ. Wasza moc i zdolności są mniej więcej podobne – albo będą, kiedy skończysz naukę, Harry. A zanim tak się nie stanie, Severus z pewnością będzie w stanie chronić cię przed jakimkolwiek zagrożeniem. I macie ze sobą więcej wspólnego niż się wam wydaje, i…
- Ale to mężczyzna! – przerwał Harry, zastanawiając się czy dyrektor kompletnie zwariował.
Dumbledore wyglądał na nieco zdezorientowanego przez jego komentarz.
- To mugolskie uprzedzenie, Harry – wyszeptała Hermiona, pochylając się ku niemu. – To się zupełnie nie przekłada na czarodziejski świat… Czarodziejski związek małżeński jest legalny między dwiema, chcącymi tego osobami dorosłymi, niezależnie od płci czy gatunku.
- Serio? – popatrzył na nią z zaskoczeniem. Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiał w osobistym kontekście, nie miał żadnych uprzedzeń przeciwko homoseksualizmowi, chociaż nie mógł sobie przypomnieć żadnej sytuacji, kiedy sformułowałby taką czy inną opinię. Ale to, że czarodziejski świat nie miał żadnych uprzedzeń przeciwko… – Gatunki! – wykrzyknął, zdając sobie nagle sprawę co jeszcze dała do zrozumienia tym stwierdzeniem.
- Nigdy się nie zastanawiałeś skąd się biorą centaury? – zapytała, wzruszając ramionami. – W tej sytuacji, bardzo niewiele związków szokuje czarodziejski świat.
- Nie poślubię Pottera! – ogłosił Snape, zanim Harry mógł zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź.
- Ależ Severusie – zaprotestował Dumbledore. – To dobry układ. I rozwiązuje wszystkie problemy, przede wszystkim to, że szansa znalezienia kogoś innego do jutrzejszego ranka jest wysoce nieprawdopodobna.
- Dobry układ! – warknął Snape. – Pomijając fakt, że nie możemy siebie znieść, czyżbyś zapomniał o mojej DRUGIEJ pracy?
Harry niemal podskoczył i zdał sobie sprawę, że mężczyzna ma absolutną rację. Jeśli wezmą ślub, to będzie równoznaczne z ogłoszeniem, wobec kogo Mistrz Eliksirów jest tak naprawdę lojalny – nie będzie mógł już dłużej pracować jako szpieg. Mimo wszystko, Harry’emu udało się powstrzymać przed jakąkolwiek reakcją – był pewien, że niezależnie od sytuacji, Snape nie będzie zadowolony z jego pomocy.
- To prawda, że nie mógłbyś dłużej udawać lojalnego Śmierciożercy – zgodził się uprzejmie Dumbledore. – Ale i tak miałem z tobą o tym porozmawiać, Severusie. To stało się stanowczo zbyt niebezpieczne. Gdyby Voldemort nie wysłał ciebie i Lucjusza na tę bezsensowną wyprawę, którą wymyśliłem zeszłej wiosny, zginąłbyś z innymi w czasie bitwy.
Na te słowa, oczy Harry’ego rozszerzyły się. Nigdy się nie zastanawiał jak to się stało, że Snape’owi udało się jednocześnie pozostać szpiegiem i trzymać się z dala od bitwy. Zadrżał nagle, uświadamiając sobie, że mógł być odpowiedzialny nie tyko za śmierć lojalnych Śmierciożerców, ale również profesora. I chociaż nie lubił Snape’a, musiał przyznać, że podziwiał jego waleczność i odwagę, nie wspominając o niezachwianej wierności w stosunku do Dumbledore’a, mimo ciężkiego życia, jakie musiał wieść jako szpieg.
- Nie – powiedział stanowczo dyrektor. – Nadszedł czas, żeby zabrać cię z linii ognia, Severusie. Potrzebujemy cię tutaj, z nami. A w ten sposób będziemy pewni, że mamy lojalnego członka zakonu u boku Harry’ego, żeby go chronić.
- Albusie! – zaprotestował zszokowany i przerażony Snape.
Dumbledore wstał nagle, chwytając mężczyznę za rękę i prowadząc go w ustronny kąt pokoju, żeby spokojnie z nim porozmawiać. Ron i Hermiona wykorzystali tę możliwość, żeby porozumieć się z Harry’m cichym szeptem.
- To chore! – zaprotestował Ron. – Nie mogą na serio rozważać wydania cię za tego tłustego dupka!
Owładnięty panicznym strachem, Harry popatrzył na nich z desperacja. Co on, do diabła, ma zrobić? Wydawało się, że to jedynie kwestia tego, kto zabije go pierwszy – jeśli nie poślubi Snape’a zabije go Voldemort. Jeśli go poślubi, Mistrz Eliksirów prawdopodobnie sam go zabije. Nie wspominając już o tym, co zrobią inni Gryfoni i Ślizgoni. Nigdy tak na serio nie myślał o ślubie, ale zawsze zakładał, że jeśli dożyje dorosłości, zakocha się tak, jak jego rodzice, ożeni, założy rodzinę. Właściwie, ta myśl całkiem mu się podobała. Ale spędzić resztę życia, złapany w pułapkę w towarzystwie Severusa Snape’a, najbardziej znienawidzonego nauczyciela w Hogwarcie? To by było jak niekończąca się lekcja eliksirów przez resztę życia.
- Harry, nie możemy do tego dopuścić – zgodziła się Hermiona, wpatrując się nieco zrezygnowana w Rona.
Rudzielec, blady i wyglądający jakby mu było niedobrze, pokiwał głową, zgadzając się z nią.
- Masz rację – powiedział stanowczo. – Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi, Harry. Któreś z nas… – głos załamał mu się na chwilę, po czym szybko dokończył. – Któreś z nas weźmie z tobą ślub. Nie pozwolimy ci wyjść za Snape’a.
Harry’emu zajęło chwilę, zanim zrozumiał, co mówi Ron, głównie dlatego, że nadal był pod wpływem szoku spowodowanego informacją, że czarodziejski świat najwyraźniej nie ma nic przeciwko małżeństwu dwóch mężczyzn. W końcu dotarło do niego, że jego przyjaciele są gotowi go poślubić i poświęcić możliwość swojego przyszłego szczęścia, żeby go chronić. I chociaż desperacko chciał jakiegoś wyjścia… jakiegokolwiek, żeby uniknąć ślubu ze Snape’em, wiedział w głębi serca, że nigdy nie mógłby im tego zrobić.
Prawdę mówiąc, niezależnie od tego jak na to patrzył, jego życie i szczęście nigdy od niego nie zależały. Od momentu, kiedy Voldemort zabił mu rodzinę i zmienił go w Chłopca – Który – Przeżył, jego życie było całkowicie poza jego kontrolą. Zawsze odbierano mu wybór – najpierw z Dursleyami, a potem wśród czarodziejów, którzy wierzyli, że ich wszystkich ocali. I robienie tego – ratowanie ich – zeszłej wiosny, tylko wzmocniło tę nadzieję. I nieważne, co innego zrobił w życiu, o czym mógł marzyć i śnić, Voldemort nigdy nie da mu normalnie żyć, nie da mu żyć w ogóle. Mógł się przynajmniej upewnić, że jego przyjaciele będą mieli szansę na normalną egzystencję.
- Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi – powiedział cicho do Rona i Hermiony. – I jeśli mam stawić czoła Voldemortowi, potrzebuję moich najlepszych przyjaciół przy mnie… jako najlepszych przyjaciół. Nie mogę poślubić żadnego z was. To by zniszczyło wszystko między nami.
- Harry – zaprotestował Hermiona. – Nigdy nie pozwolimy niczego zniszczyć.
- Ona ma rację, kumplu – zgodził się Ron. – Zawsze będziemy twoimi najlepszymi przyjaciółmi. Nieważne, co się zdarzy.
Wyglądało na to, że musiał być bardziej przekonujący. Wziął swoich przyjaciół za ręce.
- Wy dwoje jesteście w moim życiu jedyni normalnymi i sensowni – powiedział im stanowczo. – Nie mogę tego stracić. A poślubienie jednego z was by to zmieniło. Po prostu nie mogę.
Wyglądało na to, że w końcu zrozumieli i zobaczył w ich oczach mieszaninę ulgi i poczucia winy.
- Ale Snape – zaprotestował Ron jeszcze raz. – A co z… Ginny? Jestem pewien, że…
- Nie będzie miała piętnastu lat jeszcze przez miesiąc – przypomniała mu Hermiona. – Wtedy będzie już za późno.
- Poza tym, – stwierdził Harry – poślubienie Ginny byłoby jak poślubienie młodszej siostry. Nie mógłbym tego zrobić.
Wiedział, że podoba się Ginny. Ale pomieszanie tego „podobania się” i aranżowanego małżeństwa było jego zdaniem pewnym sposobem na katastrofę. Ostatecznie, jedna sprawa była pewna – między nim a Snape nigdy nie będzie żadnego nieporozumienia tego rodzaju. Rzucił spojrzenie w przeciwległy kąt pokoju, gdzie Snape nadal prowadził ożywioną dyskusję z dyrektorem. Harry westchnął rozpaczliwie, kiedy zdał sobie sprawę, że profesor wygląda na bardziej wściekłego niż kiedykolwiek przedtem.
Państwo Weasley, którzy oddalili się, aby pozwolić im spokojnie porozmawiać, teraz dołączyli do nich ponownie.
– Wszystko w porządku, Harry kochanie? – zapytała Molly z troską.
- Mamo, to jest po prostu okropne! – zaprotestował Ron. – Nie możemy pozwolić Harry’emu poślubić Snape’a.
Pani Weasley zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
- Wiem, że nie lubisz profesora Snape’a – zgodziła się. – Ale Dyrektor ma rację, kiedy mówi, że to rozwiązuje wiele problemów. Severus Snape pochodzi z bardzo szanowanej, bardzo starej i bardzo zamożnej czarodziejskiej rodziny. Prawdę mówiąc, nawet gdybyśmy znaleźli jakąś miłą, słodką, młodą dziewczynę dla Harry’ego, Knotowi najprawdopodobniej udałoby się unieważnić małżeństwo i przeprowadzić adopcję tak czy tak. Jest bardzo niewiele rodzin z odpowiednią pozycją, żeby poradzić sobie z czymś takim. Myślałam o Billu lub Charliem, ale po prostu nie mamy ani pieniędzy ani pozycji, żeby stawić czoła Knotowi. Ale on z pewnością nie zdecyduje się na wejście w drogę Severusowi. Będzie wiedział, że przegrał bitwę.
- To brzmi, jakbyś myślała, że Snape się na to zgodzi – wykrzyknął Ron. – Albo jeśli tak, to że się zmieni i będzie chronił Harry’ego. Nie znasz go tak jak my.
- Jestem pewien, że Severus się na to zgodzi – sprostował pan Weasley. – Albus Dumbledore potrafi być wyjątkowo przekonujący. I tak, Severus będzie chronił Harry’ego. Jeśli go poślubi, będzie do tego zobowiązany honorem.
- Jeśli najpierw go nie zabije – stwierdził Ron.
- Nigdy nie próbował mnie zabić – przyznał cicho Harry. Nie mógł uwierzyć, że właśnie bronił Snape’a, ale mężczyzna kilkakrotnie ryzykował własne życie, żeby go ratować, i Bóg jeden wiedział ile razy ryzykował życie dla Zakonu Feniksa, żeby dostarczyć im wszystkim informacje o działalności Voldemorta.
- Właściwie jest doskonałą partią – stwierdziła pani Weasley. – Choćby dla samych pieniędzy.
- Więc to prawda, ma pieniądze? – zapytała Hermiona.
- Och, góry, kochanie – roześmiała się mama Rona. – Samo bycie Mistrzem Eliksirów sprawiłoby, że byłby wystarczająco bogaty – nie ma bardziej lukratywnego zajęcia w całym czarodziejskim świecie. Ale Snape’owie to stara fortuna.
- Ale jest za stary dla Harry’ego – protestował dalej Ron.
Zarówno Molly, jak i Artur, wydawali się zaskoczeni tym komentarzem.
- Jest tylko dwadzieścia lat starszy – stwierdził pan Weasley, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Harry zaczynał podejrzewać, że znowu było to coś, czego nie wiedział o czarodziejskim społeczeństwie. Jego podejrzenie tylko się potwierdziło, kiedy Ron westchnął i pokiwał głową na zgodę.
Raz jeszcze, urodzona wśród Mugoli Hermiona, przyszła mu na ratunek.
- Pomyśl jak długo żyją czarodzieje – wyszeptała do niego po cichu. – Dwa, jeśli nie trzy razy dłużej niż Mugole. Różnica wieku musiałaby wynosić sześćdziesiąt czy osiemdziesiąt lat, żeby ktoś to zauważył.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Myślę, że nic z tego i tak nie ma znaczenia – westchnął Harry. – Tak naprawdę to nieważne, czy poślubię Snape’a, Filcha czy McGonagall. Muszę albo wziąć ślub, albo uciekać, albo zmienić nazwisko na Knot. A ponieważ w dwóch przypadkach kończę martwy w rękach Voldemorta, sądzę, że ta trzecia opcja nie jest taka zła.
Mimo wszystko, jego żołądek skręcił się i zaprotestował na samą myśl. Poczuł się chory.
Zanim ktokolwiek mógł znaleźć inny argument czy pocieszenie otworzyły się drzwi i ponownie wszedł przez nie Percy, ściągając na siebie uwagę wszystkich.
- Cokolwiek zamierzacie zrobić, lepiej zróbcie to szybko – poinformował ich. – Ostatni dokument został właśnie włączony do akt w ministerstwie. Knot będzie tu w ciągu pół godziny, żeby zabrać Harry’ego.
- To by było na tyle – ogłosił Dumbledore. – Żadnych dyskusji więcej. Nie mamy wyboru i nie mamy czasu, żeby znaleźć inne wyjście. – Popatrzył raczej ostro na Snape’a. Mistrz Eliksirów tylko rzucił mu spojrzenie i odwrócił wzrok. Harry uznał, że to znaczyło, że Artur miał rację, i że Snape w rzeczy samej został przekonany. Poczuł, że jest mu słabo.
- Lepiej więc zrobimy mając to już za sobą – kontynuował Dumbledore. – Percy, będziemy potrzebowali twojej pomocy z dokumentacją.
- Dokumentacją? – zapytał Percy z zakłopotaniem.
- Harry i Snape biorą ślub – poinformował brata Ron. Oczy Percy’ego rozszerzyły się w szoku i popatrzył na rodziców, szukając potwierdzenia.
- Czy jeszcze dzisiaj dostarczyć ten dokument to ministerstwa?– zapytał Artur syna.
Percy bełkotał przez chwilę, po czym zebrał się w sobie.
- Oczywiście – potwierdził, chociaż jego oczy nadal były szeroko otwarte z niedowierzania. – Mogę przemycić to z resztą moich papierów zanim archiwa zostaną zamknięte.
- Dobrze, więc do dzieła – stwierdził Dumbledore. – Harry, podejdź tu.
Chłopiec wstał, zaskoczony, że był w stanie utrzymać się na nogach, kiedy szedł nieco oszołomiony w stronę dyrektora i profesora Snape’a. Zauważył spojrzenie, jakie rzuciła mu McGonagall – mieszaninę litości i niedowierzania – jakby też nie mogła uwierzyć, że bohater jej domu musi poślubić opiekuna Slytherinu. Nie potrafił sobie wyobrazić, w jaki sposób to wpłynie na resztę tego roku i na jego sytuację w szkole. Ale, zważywszy, że gdyby tego nie zrobił, to za pół godziny zostałby wyciągnięty z zamku dla dobra Korneliusza Knota, podejrzewał, że nie ma wyboru.
Znalazł się twarzą w twarz z dyrektorem i obok rzucającego wściekłe spojrzenia Severusa Snape’a.
- Złóżcie razem prawe dłonie – powiedział Dumbledore.
Harry wyciągnął drżącą rękę, niezdolny do wykazania inicjatywy i wzięcia ręki Snape’a. Mężczyzna zrobił to za niego. Jego ręka nie drżała, ale chwyt był nieco zbyt mocny, żeby uspokoić umysł chłopca. Dłoń Mistrza Eliksirów była ciepła i chłopiec zarumienił się z zakłopotania. Nie mógł się zdobyć na spojrzenie swojemu profesorowi w twarz, nie będąc pewnym czy mógłby znieść wyraz obrzydzenia, które z pewnością by tam znalazł. Poczuł się upokorzony całą sytuacją.
- To będzie proste – zapewnił ich Dumbledore. – Tylko prosta wymiana przysiąg i to wszystko. Harry, powtarzaj za mną. Ja, Harry James Potter, biorę ciebie, Severusie Aleksandrze Snape’ie za małżonka, łącząc z tobą ciało, imię, dom i moc.
To nie były słowa, jakie znał z mugolskich ślubów, ale powtórzył je uważnie, tak naprawdę nie wierząc w to, co się dzieje. Nie mógł też uwierzyć w to, co usłyszał po chwili.
- Ja, Severus Aleksander Snape, biorę ciebie, Harry Jamesie Potterze, jako mojego małżonka, łącząc z tobą ciało, imię, dom i moc. – Melodyjny głos Mistrza Eliksirów był wypełniony tym samym drwiący tonem, do jakiego przyzwyczaił się przez ostatnie sześć lat. Nadal nie odważył się spojrzeć w górę.
- Doskonale – stwierdził Albus, wyciągając lewą rękę i trzymając różdżkę w prawej. Jeden szybki ruch i na jego dłoni pojawiły się dwie złote obrączki. Podał po jednej każdemu z nich. Snape przejął inicjatywę, wykręcając prawą rękę chłopca i wsuwając złoty krążek na jego palec. – Przyjmij tę obrączkę na znak naszego związku – warknął. Pasowała idealnie, bez wątpienia dzięki magii Dumbledore’a, ale wydawała się dziwnie zimna i ciężka na jego dłoni.
Ręce nadal wyraźnie mu się trzęsły, ale wziął drugi pierścień i wsunął go na palec Snape’a.
– Przyjmij tę obrączkę na znak naszego związku – wymamrotał słabo, a supeł w jego brzuchu zacisnął się mocniej. Nagle dotarło do Harry’ego, co zazwyczaj kończy wymianę obrączek na uroczystości zaślubin.
- Ogłaszam, że jesteście połączenie – stwierdził Albus. – Możecie…
Obydwaj, Harry i Severus, rzucili mu swoje najlepsze spojrzenia, uciszając wszelkie sugestie pocałunku.
- Ach, tak, oczywiście – odchrząknął Dumbledore. – Dobrze, teraz dokumentacja.
Ponownie machnął różdżką i w powietrzu pojawił się szeroki pergamin.
- Standardowy kontrakt małżeński – poinformował ich, rozwijając go na stole i wyczarowując pióro oraz butelkę atramentu. – Jeśli moglibyście obydwaj podpisać.
Snape wystąpił naprzód, ze złością nabazgrał swoje nazwisko w poprzek dokumentu i odwrócił się, żeby podać pióro Harry’emu. Chłopiec złapał spojrzenie Mistrza Eliksirów i niemal się wzdrygnął na widok złości, którą tam zobaczył. Wziął pióro, ponownie zwracając swoją uwagę na dokument i przekreślił całe swoje życie, podpisując się obok Snape’a.
- Molly, Arturze, gdybyście mogli oboje podpisać jako świadkowie – poprosił Albus.
Państwo Weasley przytaknęli i podeszli, żeby dodać swoje podpisy do dokumentu. Harry zaryzykował spojrzenie na swoich przyjaciół. Wyraz współczucia na ich twarzach niemal doprowadził go do łez. Percy stał obok nich, z wyrazem czystego niedowierzania i zdumienia na twarzy.
- To by było na tyle – ogłosił Dumbledore. Zwinął pergamin, magicznie go skopiował i podał jeden z egzemplarzy Percy’emu. – Powodzenia, mój chłopcze – powiedział do niego. Młody człowiek pokiwał głową i skierował się w stronę drzwi.
- Cóż, sugeruję, że świętowanie byłoby na miejscu – powiedział Dumbledore. – Skoro czekamy na Ministra, powinniśmy zachować pozory.
Było oczywiste, że nikt nie jest ani trochę w nastroju do świętowania, ale nie zaprotestowali, kiedy dyrektor wyczarował butelkę szampana i tacę ze słodyczami. Harry, zostawiając szampana dorosłym, wziął z tacy jedną z czekoladek i usiadł na odległym kącie pokoju, próbując opanować swoje nerwy. Ron i Hermiona przyłączyli się do niego w ciszy. Był ledwo świadom, że Snape też usiadł tak daleko od nich, jak to możliwe, podczas gdy pozostała piątka dorosłych opróżniała kieliszki z szampanem tak, jakby potrzebowali alkoholu, żeby przetrwać resztę tego wieczoru.
Nie musieli długo czekać. Kilka chwil później pojawił się Zgredek, ogłaszając, że przybył Minister i natychmiast chce rozmawiać z dyrektorem, i Harry’m Potterem.
- Przyprowadź go tutaj, Zgredku – powiedział Dumbledore do skrzata, który pokiwał głową i zniknął. Chwilę później drzwi się otworzyły i do pokoju wtargnął Knot wraz z dwoma aurorami, których Harry natychmiast rozpoznał. Zostali przydzieleni Ministrowi jako jego osobista ochrona, kiedy stało się w końcu oczywiste, że Voldemort powrócił. Knot rzadko udawał gdziekolwiek bez nich. Ich obecność sprawiła, że Harry’emu zrobiło się niedobrze, kiedy zdał sobie sprawę, że minister naprawdę miał zamiar zabrać go z Hogwartu jeszcze tej nocy.
- Och, Korneliuszu! – powitał go Albus z radosnym uśmiechem. – Jak dobrze cię widzieć. Właśnie mamy małą uroczystość. Skusisz się na kieliszek szampana?
Knot, nieco zaskoczony tak przyjacielskim powitaniem, na chwilę stracił zdeterminowany wyraz twarzy, po czym potrząsnął głową.
– Nie, nie jestem zainteresowany szampanem. – Machnął w powietrzu dokumentem tak, żeby wszyscy mogli go zobaczyć. – Jestem tu, żeby zabrać…
- Ależ, Korneliuszu – przerwał mu dyrektor, wyciągając do niego kieliszek. – To przyjęcie weselne.
- Niech to diabli, Albusie! – wykrzyknął Minister. – Jestem tu w oficjalnej sprawie. – Popchnął dokument w stronę Dumbledore’a, który westchnął i wziął go do ręki, krótko spoglądając na zawartość strony.
- Tak, rozumiem – pokiwał głową i Knot natychmiast przybrał triumfalny wyraz twarzy. – Adoptowałeś Harry’ego – kontynuował Dumbledore. – Co byłoby zupełnie odpowiednie i dobre jak sądzę, gdyby było legalne.
- Zapewniam cię, że wszystko jest najzupełniej legalne – poinformował go minister, i jeśli był zaskoczony przez całkowity brak zdziwienia dyrektora na tę nowinę, nie pokazał tego.
- Cóż, tak – ponownie zgodził się Dumbledore. – Gdyby Harry był w sytuacji prawnej, w której potrzebowałby opiekuna. Ale teraz, kiedy jest w związku małżeńskim, wątpię czy jest to nadal niezbędne.
Triumfalny wyraz twarzy Knota zniknął i popatrzył na kieliszek z szampanem, który nadal wyciągał w jego stronę Albus.
– W związku małżeńskim? O czym ty, na Merlina, mówisz?
- Harry wziął ślub – ogłosił dyrektor z uśmiechem. – Właśnie to świętujemy. – Ponownie podniósł kieliszek szampana. – Niezależnie od tego, jak szlachetne były twoje intencje, żeby uratować Harry’ego od wątpliwej opieki jego wuja, teraz nie jest to już konieczne.
- Wziął ślub! Z kim?! – zapytał Knot, odwracając się do Harry’ego, i jego wzrok natychmiast padł na Hermionę, siedzącą obok chłopca i trzymającą go za rękę. Zbliżył się do nich. – Panna Granger, mogłem się domyślić. Natychmiast zajmę się tą sprawą. Obydwoje zostaniecie…
Ku zupełnemu zaskoczeniu Harry’ego, Snape nagle się podniósł, przeszedł przez pokój i stanął pomiędzy nim, a Knotem, zanim Minister mógł się zbliżyć o kolejny krok.
– Wziął ślub ze mną – warknął Mistrz Eliksirów. Podniósł w górę prawą rękę, i złota obrączka zalśniła na jego palcu. – I nigdzie z tobą nie pójdzie. Nigdy!
Zszokowany Knot cofnął się kilka kroków, a dwaj towarzyszący mu aurorzy wymienili zaskoczone spojrzenia. Minister popatrzył w stronę Dumbledore’a, szukając potwierdzenia, na co dyrektor wesoło machnął swoim dokumentem w jego stronę.
- Chcesz zobaczyć świadectwo zawarcia związku małżeńskiego? – zapytał radośnie.
Knot wziął zaświadczenie, które podał mu Dumbledore, blednąc, kiedy czytał widniejące na nim podpisy.
- Nie możesz oczekiwać ode mnie, że uwierzę, że to małżeństwo jest… – przerwał jakby szukał odpowiedniego słowa, po czym popatrzył na Snape’a. – Czy to małżeństwo jest ważne?
Szyderczy uśmieszek, który rzucił mu Snape, przypomniał Harry’emu wygląd profesora na chwilę zanim odejmie Gryffindorowi ogromną ilość punktów.
- Panie Ministrze, pomijając fakt, że nasze prywatne życie to nie pańska sprawa, chyba pan nie sugeruje, że myśli pan, że nie skorzystałbym z zaoferowanej mi możliwości?
Gdyby Mistrz Eliksirów nie powiedział tego kawałka o prywatnym życiu, Harry podejrzewał, że mógłby nie zrozumieć, co mężczyzna miał na myśli. Ale ponieważ wspomniał, to nie tylko on, ale również Ron i Hermiona wściekle się zarumienili. Z pewnością Snape nie sugerował… właściwie, sądząc po wyrazie twarzy Knota, równie zakłopotanego, co wściekłego, dokładnie to sugerował. Chłopiec popatrzył na Dumbledore’a i McGonagall, ale żadne z nich nie wyglądało na szczególnie zmartwione tą myślą. Państwo Weasley sprawiali wrażenie zakłopotanych, ale nie zmartwionych, a pani Hooch najwyraźniej ze wszystkich sił usiłowała ukryć śmiech.
Knot popatrzył na Snape’a z obrzydzeniem.
- Nie, podejrzewam, że to byłoby oczekiwać od ciebie zbyt wiele, czyż nie? – Popatrzył na dyrektora. – Nie mogę uwierzyć, że na to pozwoliłeś, Dumbledore! Oddać Harry’ego Pottera w ręce tego mężczyzny!
Dumbledore tylko uśmiechnął się do niego radośnie. – Ależ Korneliuszu, nie rozumiem, o czym mówisz. Jestem taki szczęśliwy z powodu Harry’ego i Severusa. To wspaniały związek, nie sądzisz?
Były takie chwile, że Harry naprawdę wierzył, że dyrektor jest niezrównoważony. Jak mógł mówić takie rzeczy z tak wiarygodnym uśmiechem na twarzy – to przekraczało możliwości zrozumienia Harry’ego. Mógł niemal przysiąc, że starszy czarodziej wierzy we wszystko, co mówi.
Daleki od zgody z Dumbledore’em, Knot porwał swojej papiery adopcyjne i z wściekłością wypadł z pokoju, z dwoma ochroniarzami potulnie podążającymi za nim.
- Dobrze, wszystko poszło dobrze, czyż nie? – powiedział radośnie Dumbledore. – Wspaniale zagrane, Severusie!
Przez krótki moment Snape wyglądał niemal na zadowolonego z komentarza Dumbledore’a, po czym uchwycił wzrok Harry’ego, patrzącego na niego z niedowierzaniem i drwiący uśmieszek pełen obrzydzenia mściwie powrócił na jego twarz.
- Co teraz, proszę pana? – zapytał Harry Dumbledore’a. – Myśli pan, że spróbuje czegoś innego?
Dyrektor tylko potrząsnął głową.
- Myślę, że jesteśmy zabezpieczeni przed zakusami Knota. Nie wejdzie w drogę Severusowi. I jestem bardziej niż pewien, że w razie czego, Severus poradzić sobie z ministerstwem.
Nie do końca przekonany, czy podoba mu się pomysł, że jego bezpieczeństwo nagle zaczęło zależeć od Snape’a, chłopiec zamilkł. Był wdzięczny, kiedy pani Weasley zasugerowała, że powinni już pójść, bo rano mają zajęcia. Ron pożegnał się z rodzicami, po czym poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Chodźmy do wieży zanim wydarzy się coś jeszcze – powiedział do obydwojga.
Ale nim zdążyli opuścić pokój, zatrzymała ich profesor McGonagall.
- Przykro mi, Harry – powiedziała cicho. – Zostaniesz natychmiast przeniesiony do lochów z Severusem. Wysłałam już skrzaty, żeby zabrały twoje rzeczy na dół.
Harry, zamarł bez słowa, zdolny jedynie do patrzenia na nią. Ron natomiast miał całkiem dużo do powiedzenia.
- Co?! Nie może pani oczekiwać, że Harry będzie mieszkał ze Ślizgonami! Należy do Gryffindoru razem z nami. Tylko dlatego, że wziął ślub to… to… Profesor Snape nie może z niego automatycznie zrobić Ślizgona!
- Źle mnie pan zrozumiał, panie Weasley – odparła szorstko McGonagall. – Nie mówię, że Harry ma się przenieść do dormitoriów Ślizgonów. Zostanie przeniesiony do komnat Severusa. Są teraz małżeństwem, i chociaż nieczęsto mamy w szkole zamężnych studentów, reguły są jasne. Albo mieszkają w Hogsmeade, albo w prywatnych pokojach w zamku. Nie dzielą dormitoriów z innymi uczniami, to byłoby nieodpowiednie. Więc o ile Severus nie ma zamiaru przeprowadzić się do Hogsmeade … – popatrzyła wyczekująco na Snape, który zadziwiająco cierpliwie czekał przy drzwiach. Jedno spojrzenie w jego oczy było wystarczającą wskazówką, co myślał o całej tej sytuacji.
- Nie, nie planuję się przeprowadzać – warknął.
- Więc Harry będzie mieszkał w lochach – potwierdziła McGonagall. – A teraz już biegnijcie. Mimo tej sytuacji, oczekuję, że jutro będziecie się zachowywać jak uczniowie, a wszyscy zaczynacie zajęcia z samego rana.
Ron i Hermiona gapili się na niego z przerażeniem, kiedy wzruszył ramionami i ruszył niechętnie w stronę Snape’a. Popatrzył na Mistrza Eliksirów, nie do końca pewien, czego od niego oczekiwać. Mężczyzna tylko prychnął z wstrętem, odwrócił się, powiewając szatami i ruszył wściekle w stronę schodów, prowadzących do lochów. Harry szedł za nim cicho, czując jak serce wali mu w piersi. |
|
|
Lady Godiva |
Wysłany: Czw 9:10, 22 Lis 2007 Temat postu: |
|
KAMIEŃ MAŁŻEŃSTW
Tytuł oryginału: The Marriage Stone
Autor: Josephine Darcy
Link do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/3484954/1/The_Marriage_Stone
Zgoda autorki: oczekujemy odpowiedzi
Tłumaczenie: Lady Godiva & Tristan spółka zoo
Beta: póki co niebetowane, poza tym, co zbetujemy sobie nawzajem
Gatunek: slash (yaoi)
Pairing: HP/SS
Klasyfikacja: PG (profilaktycznie, chociaż właściwie G spokojnie pasuje)
Rozdział 1 (tłum. Tristan)
Harry przemierzał Hogwart Express w poszukiwaniu wolnego przedziału i ze wszystkich sił starał się ignorować utkwione w nim spojrzenia uczniów. Był przyzwyczajony, że ludzie obserwowali go i szeptali za jego plecami, ale w tym roku wyglądało to jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Nawet Gryfoni milkli na jego widok, uśmiechając się, gdy przechodził obok i zaczynając szeptać, gdy tylko uznali, że nie może ich już usłyszeć. W końcu znalazł pusty przedział i ukrył się w nim, stwierdzając w duchu, że to ironiczne popadać z jednej skrajności w drugą jedynie poprzez przekroczenie progu pociągu. Dursleyowie udawali, że nie istnieje, zaś Świat Czarodziejów nigdy nie miał go dosyć. Pozostawało mu jedynie mieć nadzieję, że ten rok nie będzie aż tak intensywny jak poprzedni. Może wtedy ludzie zapomnieliby o ubiegłorocznych wydarzeniach i zostawili go w spokoju. Przecież nie chciał stać się celem dla Voldemorta i jego Śmierciożerców – nigdy o to nie prosił. Wyglądało na to, że tak po prostu się układało. A jego piąty rok nauki w Hogwarcie okazał się bardziej obfity w wydarzenia niż wszystkie poprzednie razem wzięte.
Och, oczywiście, zajmowały go typowe dla piętnastolatków głupstwa: grał – i to nieźle – w Quidditcha, uczył się nowych rzeczy, zaliczał i oblewał testy, dostawał szlabany, zdobywał i tracił punkty dla Gryffindoru, kłócił i godził ze swoimi przyjaciółmi. Ale w chaosie życia codziennego, zdołał także stawić czoła Śmierciożercom i ich Czarnemu Panu, i to nie raz, ale aż trzy. Ostatnie starcie, tuż przed końcem roku szkolnego, okazało się przysłowiową kulą w łeb, która ominęła czarodziejski świat o włos.
Voldemort, który był się jeszcze bardziej potężny i przerażający niż kiedyś, dostał w swoje ręce kryształ, zwany Okiem Odyna – legendarny artefakt, który pozwalał temu, kto go posiadał zniszczyć lub podporządkować sobie każdego, kto ośmieli mu się sprzeciwić. Oczywiście zaatakował Hogwart z zamiarem zniszczenia zarówno Harry’ego Pottera jak i Albusa Dumbledora. Zabił pierwszą grupę aurorów, którzy ruszyli przeciwko niemu i jego zwolennikom. Przegrali praktycznie bez walki – nie byli żadnym wyzwaniem dla odrodzonego Mrocznego Pana i jego nowej broni. Prawdę mówiąc, nikt nie stanowił dla niego zagrożenia, nawet sam Dumbledore. Nie było ani jednej osoby wystarczająco silnej, by walczyć z Voldemortem. Najpotężniejsi Czarodzieje zebrali się, aby bronić starożytnego zamku oraz uwięzionych w nim dzieci. Stanęli do walki pozbawieni nadziei – nawet najwięksi optymiści w końcu zdali sobie sprawę, że pokładanie całej wiary w umiejętnościach nieletniego czarodzieja jest po prostu śmieszne.
Naturalnie, Chłopiec – Który – Przeżył stanął na wysokości zadania i udowodnił wszystkim jak bardzo się mylili. Oczywiście nie był wystarczająco potężny, aby walczyć z Voldemortem, ale nie powstrzymało go to od założenia peleryny niewidki, wzięcia Błyskawicy i pokonania Czarnego Pana jak gdyby brał udział w meczu Quidditcha. Żadnej magii, żadnych czarów, żadnych pojedynków – Harry Potter po prostu wleciał na swojej miotle w środek armii Voldemorta i ukradł mu Oko Odyna prosto z ręki.
Energia uwolniona po kradzieży zabiła stojących najbliżej Śmierciożerców, pozbawiła Czarnego Pana całej jego mocy i sprawiła, że Harry Potter wylądował na trzy tygodnie w skrzydle szpitalnym. Voldemort uciekł – znacznie osłabiony, ale nadal żywy, Śmierciożercy rozproszyli się i znowu zeszli do podziemia, a Harry Potter został poklepany po plecach przez wdzięczny świat, i odesłany na wakacje na Privet Driver. Spędził lato zamknięty w maleńkim pokoju w domu swojego wuja, nękany koszmarami, podczas gdy w świecie czarodziejów, jego zdjęcia nie schodziły z pierwszych stron gazet.
A teraz Harry jechał pociągiem z powrotem do Hogwartu, znosząc szepty i spojrzenia najlepiej jak potrafił, zanim w końcu Ron i Hermiona nie znaleźli go, i nie przyłączyli się do niego. Opowiadali o swoich wakacje, racząc go zabawnymi historyjkami (oboje wiedzieli, że z Dursleyami nie miał nazbyt radosnego lata) i ogólnie rzecz biorąc starali się sprawić, aby zapomniał całym tym cyrku, jakim było jego życie.
Zbliżali się już do Hogwartu, kiedy Hermiona napomknęła o zdumiewającej sytuacji politycznej, jaka wytworzyła się w czasie wakacji – Harry, będąc bohaterem czarodziejskiego świata, stał się jednym z najbardziej pożądanych towarów politycznych w gorącej kampanii wyborczej na stanowisko Ministra Magii. Korneliusz Knot także brał w niej udział i miał co najmniej piętnastu przeciwników. Poparcie Chłopca – Który – Przeżył zagwarantowałoby wygraną temu, kto by je pozyskał, ale ponieważ Harry nie miał zamiaru wspierać Knota, a pozostałych kandydatów nie znał, zbagatelizował ostrzeżenia Hermiony, uznając je za niezbyt istotne. Nie wiedział jeszcze, że żądza władzy Knota, miała po raz kolejny wywrócić jego świat do góry nogami.
***
Harry, siedząc przy stole Gryffindory pomiędzy Ronem a Neville′em, słuchał mowy powitalnej Dumbledore’a, który przypominał uczniom, by trzymali się z daleka od Zakazanego Lasu i uważali przy używaniu różdżek w okolicy boiska do Quidditcha, dopóki nie zostanie usunięta pozostała po walce magia. Jak zauważył Seamus, Bitwa nie została jeszcze nie została, chociaż chłopiec skłaniał się ku wersji „Bitwa o Hogwart”. Obowiązek sprzątania spadnie na siódmoklasistów w ramach praktyk w Niewłaściwym Użyciu Dzikiej Magii.
- Nie zazdroszczę im tego – zwrócił się Dean do swoich kolegów. – Podejrzewam, że wciąż będą znajdować tam kawałki Śmierciożerców.
Harry zbladł i nie był w stanie dołączyć do ogólnego śmiechu, jaki wywołał ten komentarz. Kiedy ukradł Voldemortowi Oko Odyna, chciał jedynie uratować przebywających w zamku ludzi – nie miał zamiaru spowodować śmierci tak wielu osób.
- Dean! – Hermiona patrzyła na nich ze złością, a jej głos sprawił, że natychmiast przestali się śmiać. – Myślałam, że zgodziliśmy się nie poruszać pewnych tematów.
Sądząc po pełnych winy spojrzeniach kolegów, Harry mógł sobie dokładnie wyobrazić, co to były za tematy. Zastanowił się kiedy dziewczyna zdążyła to przedyskutować z innymi, ale był jej za to wdzięczny. W ubiegłym roku trzykrotnie stawił czoła Voldemortowi, podczas gdy jego przyjaciele i koledzy z klasy byli bezpiecznie zamknięci w Wieży Gryffindoru. Dla nich cała ta historia była odległa i fascynująca – dla Harry′ego był to koszmar, który każdej nocy musiał przeżywać na nowo. To lato był jeszcze gorsze niż zwykle. Nie mógł rzucić zaklęcia wyciszającego, więc niemal co noc budził swoich krewnych pełnym przerażenia krzykiem, za co wuj nakładał na niego kary. Nigdy tak naprawdę go nie bił, poza sporadycznymi uderzeniami w twarz czy w tył głowy, ale Harry był zmuszony obchodzić się bez posiłków, wykonywać dodatkowe prace i spędzać resztę czasu zamknięty jak zwykły kryminalista, aby trzymać go z daleka od „normalnych” ludzi.
- Przepraszam – powiedział ze skruchą Dean.
- W porządku – zapewnił ich Harry, starając się wyglądać jak najnormalniej. – Chociaż zastanawia mnie, jaki to będzie miało wpływ na początek sezonu Quidditcha.
- Cholera! – zaklął Seamus, zgadzając się z nim. – Masz rację! Myślisz, że mioteł też nie możemy używać w okolicy boiska?
- Dumbledore nic nie mówił o miotłach – odparł Ron. – Mówił jedynie o uważaniu z różdżkami.
- Może to znaczy, że Ślizgoni nie będą mogli oszukiwać w tym roku? – zasugerował Neville.
Jednomyślnie posłali ponure spojrzenia w kierunku stołu Ślizgonow. Malfoy jak zwykle otoczony był swoim dworem. Lucjuszowi ponownie udało się uniknąć kary za jego działalność na rzecz Czarnego Pana – fakt, że nie brał udziału w ostatecznej bitwy był dla wysoko postawionych urzędników wystarczającym dowodem jego niewinności, aby po raz kolejny zignorować zeznania Harry’ego, że mężczyzna jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi Voldemorta.
Ojcowie Crabbe’a i Goyle’a zostali znalezieni martwi na polu bitwy, ale ich żony uznano za niewinne. W rezultacie, Vincent i Gregory nadal twardo trwali na swoich zwyczajnych miejscach u boku Draco Malfoy’a, niezauważeni przez Ministerstwo, które i bez tego miało aż nadto zajęć. Jeżeli przynależność ich ojców do Śmierciożerców w jakikolwiek sposób zaszkodziła ich pozycji w Slytherinie, nie było to nawet w najmniejszym stopniu zauważalne dla Gryfonów. Harry nie miał pojęcia jak poradzić sobie z kolegami z klasy, którzy uważali go za winnego śmierci ich ojców.
- Przypuszczam, że będą jeszcze bardziej nieznośni niż zwykle – zrzędził Dean. – Nawet z połową rodziców podejrzaną o bycie mrocznymi czarodziejami, wciąż zachowują się jakby świat należał do nich.
- Po prostu muszą pokazać, że dzięki pieniądzom i nazwisku mogą mieć wszystko – zgodził się Seamus.
- To nie wyjaśnia co ze Snape’em – stwierdził Ron i Harry rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Wiedzieli, że Mistrz Eliksirów szpiegował dla Dumbledore’a i w zeszłym roku uzgodnili, że będą mówić na ten temat tak mało, jak to możliwe, ze strachu, aby nie powiedzieć czegoś, czego nie powinni.
- Niech daj się zwieść jego zachowaniu – wyszeptał pewnie Seamus. – Snape’owie to jedna z najstarszych i najpotężniejszych rodzin w czarodziejskim świecie. Słyszałem też, że są nadziani.
- Snape ma rodzinę? – zapytał wstrząśnięty Ron.
- Cóż, nie wiem zbyt wiele – przyznał Seamus. – Słyszałem, że ma siostrę i kilku braci, chociaż nie wiem o nich nic więcej. Ale mój wuj pracuje dla Ministerialnego Urzędu Skarbowego i słyszałem raz jak mówił o podatkach od dziedziczonych posiadłości i wspominał o Dworze Snape’ów.
- Co nie znaczy, że należy do tego Snape’a. Jeżeli ma rodzeństwo, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie któreś z nich odziedziczyło wszystko.
- Ale to i tak dziwne – narzekał Dean. – Drań nie musi pracować, a mimo to wciąż tu jest i robi z naszego życie piekło, tylko dlatego, że lubi gnębić uczniów.
- Przynajmniej nie traktuje cię tak jak mnie – westchnął Neville. – Jestem naprawdę wdzięczny, że nie muszę kontynuować Eliksirów. – Jak było do przewidzenia, chłopiec bardzo słabo zaliczył Sumy z tego przedmiotu, w związku z czym nie załapał się na zaawansowane zajęcia.
- Nie mogę uwierzyć, że mnie i Harry’emu udało się dostać do zaawansowanej grupy – wymamrotał Ron. – Ja nawet nie mogę uwierzyć, że chcemy uczęszczać na te zajęcia!
- Wiesz dobrze, że nie możesz zostać aurorem bez zaliczenia ich – przypomniała mu Hermiona.
- Jestem pewien, że gdyby to on oceniał SUMy, nie otrzymalibyśmy ani jednego – westchnął Harry. – Zrobi wszystko, żebyśmy pożałowali kolejnego roku z nim.
- Nie martw się Harry – pocieszyła go Hermiona. – Będziemy wspólnie pracować i na pewno wszystko będzie w porządku. Przebrniemy przez Eliksiry, nawet gdyby miało nas to zabić!
- Tego się właśnie boimy – zgodnie stwierdzili Ron, Dean, Seamus i Harry.
Równocześnie wybuchnęli śmiechem, uspokajając się po chwili, gdy pojawiło się jedzenie. Umierając z głodu, Harry z zapałem zabrał się do swojego pierwszego, przyzwoitego posiłku od czasu ostatniego pobytu w Hogwarcie.
***
Właśnie mieli iść do Wieży, gdy Profesor McGonagall poprosiła Harry’ego, Rona i Hermionę by jej towarzyszyli. Nieco oszołomieni, życzyli kolegom z roku dobrej nocy i wyszli razem z profesorką z Wielkiej Sali, zastanawiając się, co mogli zrobić w tak krótkim czasie od przybycia do szkoły, żeby natychmiast zwrócić na siebie uwagę nauczycieli. Opiekunka Gryffindoru zaprowadziła ich do prywatnego pomieszczenia znajdującego się niedaleko pokoju nauczycielskiego, gdzie ku ich zaskoczeniu, zastali Artura i Molly Weasley. Podczas gdy Ron witał się z rodzicami, Harry zauważył dołączających do nich Dumbledore’a, Snape’a i Hooch. Niespodziankę stanowiła też obecność Percy’ego Weasley’a. Były prefekt naczelny posłał mu słaby uśmiech, po czym powiedział coś do swojego ojca i w pośpiechu opuścił pokój. Harry i Hermiona wymienili zakłopotane spojrzenie, wzruszając ramionami.
- Ach, Harry – powitał go Dumbledore. – Wejdź, mój chłopcze, wejdź. Obawiam się, że mamy pewien problem.
Harry poczuł jak serce zaczyna łomotać mu w piersi. Gdy Albus Dumbledore mówi, że jest problem, zwykle oznacza to coś naprawdę złego.
- Czy to… - Głos mu się załamał i zawstydził się, widząc wściekłe spojrzenie Snape’a. – Czy to Voldemort?
Wypowiedzenie imienia Czarnego Pana odniosło typowy skutek – wszyscy, za wyjątkiem dyrektora i Snape’a, zadrżeli. Dumbledore zmarszczył brwi, co wcale nie rozwiało obaw Harry’ego.
- Cóż, nie bezpośrednio – poinformował chłopca. – Chociaż ma on pewien związek z sytuacją. Widziano go, jak znowu zbierał swoje siły, wygląda więc na to, że pozbierał się już po swojej małej katastrofie.
Pod Harry’m ugięły się kolana i z wdzięcznością odkrył za sobą krzesło, na które opadł bez zastanowienia.
- Powiedział pan, że nie bezpośrednio? – spytał drżąco.
Voldemort zbierał siły, ale najwyraźniej nie to było problemem, który zajmował teraz Dumbledore’a. To nie mogło oznaczać niczego dobrego, a zmartwione twarze państwa Weasley tylko potwierdzały to podejrzenie.
- Obawiam się, że naszym obecnym problemem ma wiele wspólnego z Ministrem Knotem – wyjaśnił Dumbledore.
Harry rzucił szybkie spojrzenie na pozostałe osoby znajdujące się w pokoju – na twarzach większości dorosłych widniało obrzydzenie.
- Czy coś się stało Ministrowi?
- Chciałabym – wymruczała cicho pani Weasley, a jej mąż tylko pokiwał głową.
- Nie, Harry – westchnął dyrektor, przerywając żeby przeczesać palcami swoją długą, srebrną brodę. – Przypuszczam, że nie czytałeś gazet tego lata?
- Nie, proszę pana – przyznał Harry – Mój wuj dostawał Times’a, ale groził mi paskiem, jeśli bym go dotknął.
Ku jego zaskoczeniu, ten komentarz wywołał taką samą reakcję, co wypowiedzenie imienia Voldemorta, oraz wymianę zakłopotanych spojrzeń między dorosłymi.
- Właściwie, miałem na myśli czarodziejskie gazety, mój chłopcze – powiedział łagodnie Dumbledore. – Ale mniejsza o to. Rzecz w tym Harry, że Korneliusz ubiega się o reelekcję i ma większą konkurencję niż kiedykolwiek wcześniej. Wszyscy kandydaci starają się o przychylność w Czarodziejskim Świecie, i wygląda na to, że ty jesteś przepustką na to stanowisko.
- Nie rozumiem, proszę pana. – Harry zmarszczył brwi, żałując, że nie przykładał większej uwagi do wyjaśnień Hermiony. Jak mógł mieć cokolwiek wspólnego z wyborami?
- To konkurs popularności, Harry – wyjaśniła dziewczyna. – I ktokolwiek zyska twoją przychylność, wygra, ponieważ opinia publiczna przychyli się do wszystkiego, co ma coś wspólnego z tobą.
Chłopiec zamrugał oczami, zaskoczony i zakłopotany.
- Ale ja nawet nie znam żadnego z pozostałych kandydatów. Nie faworyzowałem żadnego z nich. Nawet nie rozmawiałem z którymkolwiek z nich. Jak mogę być zamieszany w te wybory?
- To nie ma znaczenia, Harry – wyjaśnił Dumbledore. – To raczej kwestia tego, co zostanie wydrukowane, a sam wiesz z jakim zamiłowaniem Prorok Codzienny wymyśla niestworzone historie. To zdumiewające, jak wielu kandydatów przyznało się do odbycia z tobą prywatnych rozmów na temat taktyki wojennej i zaklęć obronnych. Ale to najmniejsze z naszych zmartwień. Minister Knot zdecydował całą sytuację posunąć o krok dalej i zapewnić sobie twoje poparcie raz na zawsze.
- Co ma pan na myśli?
Dumbledore zmarszczył brwi i spojrzał na pana Weasley’a, który westchnął i usiadł obok Harry’ego.
- Percy przechwycił pewną notatkę w Ministerstwie. To właśnie on ostrzegł mnie, co się dzieje. Wygląda na to, że Minister zdecydował ogłosić, że twój wuj jest dla ciebie nieodpowiednim opiekunem i samemu cię zaadoptować.
Wstrząśnięty, Harry poderwał się na nogi.
- Adoptować!
Spędził dzieciństwo niechciany, a teraz nagle cholerny Minister Magii chce go adoptować!
- Tak, Harry – przytaknął tata Rona. – I niestety, biorąc pod uwagę kim jest, istnieje niewiele przeszkód prawnych. Najwidoczniej udało mu się już ukończyć całą papierkową robotę. Sami dopiero co to odkryliśmy. Percy powiedział, że przyjmując, że może udowodnić swoje pretensje wobec twojego wuja, adopcja powinna zostać zalegalizowana dzisiaj wieczorem albo jutro rano.
- Ale to śmieszne! – zaprotestował Harry, a Ron i Hermiona przytaknęli jego słowom.
- Harry – przerwał mu Dumbledore. – To jest śmieszne tylko, jeśli oskarżenia wysunięte wobec twojego wuja są bezpodstawne.
- Co ma pan na myśli? – ostrożnie zapytał młodszy czarodziej.
- Dyrektor chce wiedzieć czy Minister Knot może wskazać jakiekolwiek istniejące fakty, które mogłyby stanowić podstawę prawną do pozbawienia twojego wuja opieki nad tobą – wyjaśniła łagodnie pani Weasley. – Wszyscy wiemy, że Dursleyowie nie są dla ciebie zbyt mili, ale czy kiedykolwiek zrobili cokolwiek, co sąd mógłby zinterpretować jako znęcanie się?
Harry zbladł.
- Na przykład?
- Cóż, przed chwilą powiedziałeś coś o tym, że twój wuj straszył cię paskem – zauważyła Molly. – Czy naprawdę by cię nim uderzył?
Chłopiec zmarszczył brwi, nagle nie mając ochoty, by powiedzieć coś więcej. Nie poczuwał się do lojalności w stosunku do wuja, ale nie chciał też powiedzieć czegoś, co umożliwiłoby ministrowi adoptowanie go.
- Och na Merlina, Potter – warknął Snape. – Po prostu odpowiedz na pytanie, tak, by wiedzieli na co się przygotować. Jeśli sprawa trafi do sądu, ministerstwo zmusi cię do zażycia Veritaserum.
Hary patrzył na Snape’a zszokowany.
- Severusie! – Molly Weasley rzuciła Mistrzowie Eliksirów wściekłe spojrzenie. – Nie zasmucaj chłopca! Teraz Harry, kochanie, musisz powiedzieć nam wszystko, co możesz. Czy ktokolwiek się nad tobą znęcał?
Harry wzdrygnął się, nienawidząc uwagi, z jaką wszyscy mu się przyglądali, zwłaszcza Ron i Hermiona.
- Nie jestem pewien, co możecie mieć na myśli – przyznał.
- Potter! – ponownie warknął Snape. – Nie zachowuj się jak idiota. Czy twój wuj cię maltretował? Bił cię, głodził, zamykał, ranił twoje uczucia albo ukradł ci cholernego, pluszowego misia?!
Wszyscy dorośli patrzyli się na Snape’a ze złością, zaś Harry zbladł pod jego mrocznym spojrzeniem. Ale kiedy nie padły żadne słowa, zdał sobie sprawę, że oczekuje się od niego odpowiedzi na zadane przez Mistrza Eliksirów pytanie.
- Tak – przyznał cicho.
Wyglądało na to, że jego słowa zaskoczyły Snape’a, który zamrugał w szoku oczami, i aż się cofnął, najwyraźniej nie oczekując takiej odpowiedzi.
Dumbledore, który nagle zaczął wyglądać na wszystkie swoje lata, usiadł na jednym z foteli.
- Mógłbyś, proszę, dokładnie to wyjaśnić, Harry? – poprosił delikatnie.
Chłopiec popatrzył na mężczyznę zaskoczony i zakłopotany jego oczywistym zmartwieniem.
- Przepraszam, ale przecież pan już to wszystko wie.
Oczy dyrektora, zwykle błyszczące, były teraz pełne smutku.
- Co masz na myśli, Harry?
- Cóż, po pierwsze moje listy z Hogwartu – wyjaśnił. – Przysłał mi je pan zaadresowane:
„Harry Potter. Komórka Pod Schodami”.
Chłopiec zobaczył, że mężczyzna, który walczył ze Śmierciożercami, nie okazując nawet cienia strachu, zbladł na jego słowa.
- Chcesz mi powiedzieć, że byłeś trzymany w komórce?
Harry przytaknął.
- Przez dziesięć lat – przyznał. – Przenieśli mnie po tym jak przyszedł list, ponieważ zorientowali się, że musiał pan wiedzieć.
- Listy z Hogwartu są adresowane magicznie – poinformowała go profesor McGonagall. – Żadne z nas nie miało możliwości zobaczyć tego adresu.
- A reszta, Harry? – delikatnie zapytała pani Weasley i chłopiec skonsternowany spostrzegł, że jej oczy podejrzanie błyszczą.
- Cóż, nigdy właściwie nie miałem pluszowego misia – przyznał, rzucając wściekłe spojrzenie w kierunku Snape’a, który wyglądał na zaskakująco pokonanego. – Mój wuj bił mnie czasami, ale nie tak często. Zazwyczaj, kiedy chciał mnie ukarać to po prostu zamykał mnie i nie dawał jedzenia. Wydawało mi się, że pani to wiedziała, i dlatego przysyłała mi pani to całe jedzenie na urodziny.
Oczy pani Weasley zrobiły się jeszcze bardziej błyszczące i Harry zaczął się poważnie niepokoić, że mama jego przyjaciela może zacząć płakać.
- Kiedy Ron powiedział, że głodujesz sądziłam, że jesteś głodny w ten sam sposób co wszyscy nastoletni chłopcy – nie mniej niż sześć lub siedem porządnych posiłków dziennie.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się. Sześć czy siedem porządnych posiłków dziennie? To z pewnością tłumaczyło, dlaczego Ron i jego bracia są tacy wysocy.
- Jak długo cię głodził, Harry? – zapytała profesor McGonagall.
Chłopiec wzruszył ramionami
- Zazwyczaj dwa albo trzy dni, czasami, jeśli był bardzo rozgniewany to cztery czy pięć. Nic, co mogłoby sprawić, żebym się poważnie rozchorował.
Skonsternowany, zorientował się, że jego słowa nie wywarły zamierzonego efektu.
– To nie tak, że próbował mnie zabić czy coś! – uspokoił ich szybko.
Nie jak Voldemort, stwierdził w myślach. Jeśli zestawić to z tym, co zrobił mu Voldemort, jego wuj był niczym.
- Harry, tak mi przykro – powiedział cicho Dumbledore – Nie wiedzieliśmy. Gdybyśmy wiedzieli, gdybym ja wiedział, nigdy bym cię tam nie zostawił.
Zmarszczył brwi.
- Ale wysłał mnie pan tam, aby mnie chronić – przypomniał dyrektorowi. – Przed Voldemortem. Ponieważ tam nie mógł mnie dosięgnąć.
Naprawdę nie chciał, żeby Dumbledore czuł się źle z powodu zachowania jego wuja. Rozumiał konieczność zamieszkania u Dursleyów i był zaskoczony, że najwyraźniej nikt poza nim o tym nie pamiętał.
- Tak, Harry – przytaknął dyrektor. – Ale zawsze były inne możliwości. Znalazłbym jakieś rozwiązanie.
Niepewny jak na to odpowiedzieć, Harry po prostu zamilkł, skrępowany zainteresowaniem.
- Cóż, w takim razie sprawa jest jasna – westchnął pan Weasley. – Żądanie Knota jest legalne.
- Tak, na to wygląda – zgodził się Dumbledore.
- Ale nie możemy pozwolić by Knot adoptował Harry′ego – zaprotestował. Ron
- Nie, nie możemy – potwierdził dyrektor.
- Przepraszam – wtrąciła Hermiona, marszcząc brwi w koncentracji. – Naprawdę nie widzę w czym problem. To znaczy, przyznaję, że to byłoby straszne dla Harry′ego zostać adoptowanym przez Knota. Ale czy to naprawdę zrobiłoby aż taką różnicę? Knot i tak powie gazetom to, co będzie chciał – chęci Harry’ego niczego nie zmienią, tak długo jak adopcja będzie się oznaczała dla wszystkich, że Harry go popiera. I to przecież nie tak, że Harry będzie musiał zamieszkać z Ministrem. Przecież większość roku przebywa w szkole, a Knot jest zbyt w lato, aby mieć dla niego czas.
- Obawiam się, że to nieprawdą, Hermiono – wyjaśnił Dumbledore. – W tym właśnie cały problem. Knot zdecydował się zabrać Harry′ego ze szkoły.
Oczy Hermiony rozszerzyły się w przerażeniu.
- Ależ on nie może! Jak wyjaśniłby to prasie? Zabrać Chłopca-Który-Przeżył ze szkoły jeszcze przed Owutemami?
- Prywatne nauczanie – wytłumaczył tata Rona. – Zamierza zatrudnić dla Harry′ego prywatnych nauczycieli. W ten sposób zabierze go spod wpływu dyrektora, a to jest coś, o czym marzył już od dawna.
Wcześniejsze wyjaśnienia dyrektora nagle nabrały znacznie więcej sensu dla Harry′ego. Zbladł i zadrżał niespodziewanie.
- Jeżeli zabierze mnie z Hogwartu, to nic nie będzie mnie chronić przed Voldemortem.
Dumbledore skinął jedynie głową.
- Ale nawet Knot nie jest tak głupi! – zaprotestował Ron, po czym zarumienił się pod wpływem spojrzeń pozostałych osób przebywających w pokoju. – No dobra – ustąpił. – Jest.
Jednym z powodów, dla którego w zeszłym roku stracili tak wielu aurorów był fakt, że Knot nie chciał przyznać, że Voldemort powrócił zanim nie było niemal za późno. Gdy nie miał już innego wyjścia i musiał powiedział prawdę, wyszedł na głupca w oczach społeczeństwa.
- Zaryzykowałby moje życie dla przedłużenia swojej kariery politycznej? – zapytał Harry.
- Obawiam się, że tak – potwierdził pan Weasley.
- I nie ma nic, co mogę zrobić, żeby go powstrzymać?
- Właśnie próbujemy to ustalić – wytłumaczył mężczyzna.
- A co z Syriuszem? – zaprotestował Harry. – Moi rodzice wyznaczyli go moim prawnym opiekunem. Z pewnością jego żądanie powinno mieć pierwszeństwo przed roszczeniami Knota.
Tata Rona potrząsnął głową.
– Knot unieważnił jego żądanie. Syriusz Black jest obecnie poszukiwanym przestępcą i jako taki jest nie nadaje się na twojego ojca chrzestnego.
- Tato! – wykrzyknął Ron, uśmiechając się radośnie. – Dlaczego my nie adoptujemy Harry′ego!
Państwo Weasley uśmiechnęli się na to.
- Już o tym myśleliśmy, Ron – przyznała Molly i popatrzyła smutno na Harry′ego. – Uwierz mi kochanie, bardzo chętnie byśmy się tobą zaopiekowali. Niestety nie ma żadnego sposobu by wyprzedzić Ministra. Knot załatwił już całą papierkową robotę – nam zajęłoby to przynajmniej trzy miesiące. Gdybyśmy wcześniej o tym wiedzieli, mogliśmy coś zrobić, ale w tej sytuacji, żądanie Knota będzie legalne za kilka godzin, o ile już nie jest.
- Więc nic nie możemy zrobić? – zapytał Harry. – Nie możemy wstrzymać adopcji. – Spojrzał na Dumbledore, który wyglądał na zagubionego w myślach, jakby obmyślał jakiś plan. – Jeżeli Knot dostanie mnie w swoje ręce, stanę się łatwym łupem. Albo Voldemort sam mnie dorwie, albo zrobi to serdeczny przyjaciel Knota, Lucjusz Malfoy. Nie mam wyboru. Muszę uciekać.
- Wtedy dopiero staniesz się łatwym łupem – stwierdził Snape. – Pozostawiasz za sobą magiczną sygnaturę, za którą nawet dziecko mogłoby podążyć. Voldemort znajdzie cię w przeciągu kilku dni.
Harry obdarzył Mistrza Eliksirów wściekłym spojrzeniem.
- W takim razie co mam zrobić? Nie mogę uciec, nie mogę walczyć! Co mam zrobić?
- To śmieszne! – wykrzyknęła sfrustrowana Hermiona. – Harry nie potrzebuje żadnego prawnego opiekuna! To nie w porządku. Jest wystarczająco dorosły, żeby się ożenić, ale za młody, żeby samemu za siebie odpowiadać?!
Dorośli podnieśli głowy i popatrzyli na nią ze zaskoczeniem.
- Tak? – zapytała zdziwiona, cofając się o krok pod tymi badawczymi spojrzeniami.
- Hermiono Granger, jesteś genialna! – wykrzyknął Dumbledore.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi.
- Co ja takiego powiedziałam?
- Małżeństwo! – stwierdził dyrektor. – Masz absolutną rację, Harry jest w wystarczająco dorosły, żeby wziąć ślub.
- A kiedy weźmie ślub, z punktu widzenia praw automatycznie zostaje uznany za osobę pełnoletnią i nie potrzebuje już opiekuna. Adopcja stanie się bezsensowna – zgodził się pan Weasley. – To jest świetne rozwiązanie.
- Co jest świetnym rozwiązaniem? – zapytał Harry. Oni na pewno nie sugerowali tego, co myślał, że sugerowali…
- Małżeństwo, mój chłopcze! – wyjaśnił Dumbledore, w którego oczach migotały radosne iskierki. – Po prostu musimy cię ożenić, zanim Knot przybędzie z dokumentami adopcyjnymi. Nie będzie mógł wtedy nic z tym zrobić.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku.
- Małżeństwo! Ale ja mam tylko szesnaście lat!
- W czarodziejskim świecie wystarczy mieć piętnaście lat, aby móc zawrzeć związek małżeński – wyjaśnił Artur. – Wcześniej można było od trzynastego roku życia, ale zmieniono to w 1504.
W 1504? Oszołomiony, Harry potrząsnął przecząco głową. Dlaczego nikt nie uczył ich takich rzeczy w szkole?!
- Ale... ale... małżeństwo? Kogo mam poślubić?
Ron i Hermiona popatrzyli na niego zaniepokojeni. Niewiele brakowało, aby Harry nie zauważył spanikowanego spojrzenia, które Ron rzucił w kierunku Hermiony oraz sposobu, w jaki twarz jego przyjaciela najpierw zrobiła się czerwona, a następnie biała, jak gdyby uświadomił sobie, jaki jest najbardziej oczywisty wybór dla jego przyjaciela. To wystarczyło, żeby na chwilę odwrócić uwagę Harry’ego – zorientował się, że jego rudzielec w końcu przyznał się, przynajmniej sobie samemu, że czuje coś do genialnej panny Granger. Zauważył także, że Ron zagryzł usta, żeby powstrzymać się przed powiedzeniem czegokolwiek i nagle zrozumiał, że jego przyjaciel nic nie powie, jeśli uzna, że mogłoby to zaszkodzić Harry’emu.
- Dobrze, musimy szybko kogoś znaleźć – stwierdził Dumbledore, również spoglądając na Hermionę. Harry rzucił mu wściekłe spojrzenie, pragnąc, by mężczyzna patrzył gdzie indziej. Prędzej poślubi panią Norris, niż zrobi coś takiego swoim najlepszym przyjaciołom!
- Czy masz dziewczynę, kochanie? – spytała Molly, nie zauważając paniki w oczach własnego syna. Uśmiechnęła się z nadzieją do Hermiony.
- Nie! – stwierdził stanowczo Harry. – Nie mam.
- Dobrze, w takim razie może by tak… – zaczęła Molly, wciąż patrząc na Hermionę.
- Nie! – przerwał jej Harry, zanim mogła wypowiedzieć te słowa na głos. – Bez obrazy, Hermiono – dodał szybko. – Ale to byłoby jak poślubienie własnej siostry!
- W porządku – zapewniła go Hermiona, wyglądająca jakby jej ulżyło. Ron nadal nic nie powiedział, ale Harry zobaczył wyraz ulgi w jego oczach. Zmarszczył brwi, kiedy ulga została zastąpiona poczuciem winy. To okropne! Czy zamiast tego nie mógłby po prostu rzucić w Knota jakimś Niewybaczalnym?
- Kamień Małżeństw! – wykrzyknął nagle Dumbledore. Wszyscy odwrócili się w jego stronę.
- Nadal masz tego starocia? – zapytała z zaskoczeniem pani Hooch.
- Jest w moim biurze – odparł Dumbledore. – Czy mogłabyś mi go przynieść?
Skinęła głową i wyszła.
- Czy naprawdę jesteś pewny, że powinniśmy go użyć, Albusie? – zapytała zaniepokojona McGonagall. – Sam wiesz, że w przeszłości powodował niekończące się kłopoty.
- Tylko, kiedy osoby, o które pytano były już żonate, a Harry nie jest.
- Kamień Małżeństw – zamyśliła się Hermiona. – Słyszałam o tym. Czytałam o nim.
Oczywiście, że tak – pomyślał Harry.
- Co to jest?
- To bardzo stary artefakt, Harry – odparł Dumbledore. – Pokazuje kto jest idealną parą dla danej osoby.
- Idealna para? – ostrożnie zapytał Harry. – To nie brzmi tak źle. Gdzie jest haczyk? – Życie nauczyło go, że zawsze gdzieś jest haczyk.
- Zależy kto spogląda, Harry – powiedziała mu Hermiona. – Najsłynniejszy był przypadek wyboru, jakiego dokonał Kamień Małżeństw dla królowej Ginewry. Spojrzała w niego, by poznać swoją doskonałą parę. Niestety była już poślubiona królowi Arturowi, a Kamień wskazał jej Lancelota. Wszyscy wiemy, jak się to skończyło.
-Jak to ma pomóc Harry′emu? – zapytał Ron. – Mam na myśli, że jeżeli on ma się do jutra rana ożenić. Co będzie, jeżeli Kamień wskaże Harry'emu kogoś obcego? To znaczy, jego ideałem może być przecież ktoś z drugiego końca świata. Albo jego idealną parą może być ktoś, kto go nie lubi. Albo ktoś, kto jest zbyt młody w tym momencie. Albo ktoś, kto już jest żonaty. W końcu jest jakiś powód, dla którego nikt już nie używa tego Kamienia.
- Cóż, wtedy będziemy musieli pomyśleć o czymś innym – odparł Dumbledore. – Ale powinniśmy przynajmniej spróbować dobrać Harry’emu odpowiednią dla niego parę. Zasługuje na każdą szansę na szczęście, jaką możemy mu dać.
- Szczęście? – zaprotestował Harry, któremu żołądek skręcił się na samą myśl o ślubie. – Dajcie spokój. Robimy to po to, żeby utrzymać mnie przy życiu. Nic więcej. Możemy tylko mieć nadzieję, że znajdzie się w tym zamku ktoś, kto będzie chętny wziąć udział w tej farsie.
Chłopak nie mógł powstrzymywać się od myślenia, że w każdej chwili może pojawić się imię Cho Chang. Harry podkochiwał się w niej na czwartym roku i jego przyjaciele o tym wiedzieli, ale śmierć Cedrika Diggory′ego zniszczyła ten mały romans. Za każdym razem, kiedy patrzył na szukającą Krukonów, czuł się winny i mimo, że nadal ją lubił, stwierdził, że łatwiej byłoby mu poślubić Pansy Parkinson niż Cho.
Chwilę później powróciła pani Hooch, niosąc w ręku dużą, niebieską, kryształową kulę. Wszyscy spojrzeli na nią wyczekująco.
- No i? – zapytał Dumbledore.
- Och, masz na myśli, że to ja mam… – wzruszyła ramionami i zajrzała w kryształ. – Harry Potter! – powiedziała wyraźnie.
Wszyscy spoglądali na nią wyczekująco, ale nic się nie wydarzyło – przynajmniej według Harry’ego. Niebieski kryształ nadal wyglądał po prostu jak zwyczajny, niebieski kryształ. Jednak pani Hooch nagle pobladła, nakryła kamień ręką i gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Myślę, że to nie działa – stwierdziła. – Jest popsuty.
- Och, na Merlina – skrzywiła się McGonagall. – Daj mi to! – Wyciągnęła rękę, a pani Hooch bezzwłocznie jej wręczyła kryształ.
- Harry Potter! – powiedziała profesorka transmutacji do Kamienia. Ponownie Harry nie zauważył, żeby wydarzyło się cokolwiek. Wszyscy inni również oczekiwali wyniku z nieskrywaną ciekawością. Tak samo jak pani Hooch, McGonagall wpierw zbladła, a następnie się zarumieniła. Odwróciła się do Dumbledore’a, podając mu Kamień.
- Chyba będzie najlepiej, jeśli ty spróbujesz, Albusie.
- Kogo pani zobaczyła? –zapytali równocześnie Ron i Harry.
McGonagall jedynie potrząsnęła głową.
- Pozwólmy spróbować dyrektorowi.
Marszcząc brwi w zaciekawieniu, Dumbledore wziął kryształ i trzymając go w pomarszczonej dłoni, powiedział wyraźnie:
- Harry Potter!
W przeciwieństwie do pani Hooch i McGonagall, Dumbledore uśmiechnął się, a jego oczy zabłysły szelmowsko. Harry poczuł, że zaczyna się denerwować – czasami iskierki w oczach dyrektora były gorsze niż jego marszczenia brwi.
- Och, doskonała para, w rzeczy samej! – wykrzyknął dyrektor z zachwytem, po czym odwrócił się w stronę Snape’a. – Severusie…
- Cholera jasna! – syknął Snape. – Wasza trójka jest wystarczająco wykwalifikowana, by spojrzeć w ten przeklęty kryształ i powiedzieć, co zobaczyliście. Nie ma potrzeby, żebym ja też patrzył!
Dumbledore, nadal uśmiechnięty, mrugnął do niego.
- Oczywiście, że nie, Severusie. Nie chodziło mi o to, żebyś patrzył. To ty JESTEŚ osobą, którą pokazał Kamień. |
|
|
Lady Godiva |
Wysłany: Czw 9:09, 22 Lis 2007 Temat postu: Kamień Małżeństw [HP] |
|
Przedmowa od tłumaczek
Przed Wami kolejne tłumaczenie, tym razem dosyć nietypowe. Po pierwsze, tekst jest tłumaczony przez dwie osoby: Lady Godivę i Tristan. Po drugie opowiadanie nie zostało jeszcze zakończone. Po trzecie, w sieci krąży inne tłumaczenie tego samego opowiadania. Już się tłumaczymy. Dwie osoby, bo opowiadanie (nawet nieskończone) jest bardzo długie - na chwilę obecną ma 64 rozdziały. Podjęłyśmy się tłumaczenia nieukończnego tekstu, ponieważ z jednej strony autorka napisała już tyle, że chyba teraz nie przerwie, tym bardziej, że kolejne rozdziały są dodawane bardzo regularnie, z drugiej zaś strony, tekst jest naprawdę interesujący i warto go przeczytać, nawet gdyby miał nigdy nie zostać zakończony (odpukujemy w niemalowane drewno, obracamy się trzy razy przez lewe ramię i plujemy). Jeśli zaś traficie na tłumaczenie, które opublikowała Sokół, nie bądźcie zdziwieni i nie podejrzewajcie ani jej, ani nas o plagiat.
Opowiadanie to Snarry, ale właściwie spokojnie mogłoby się znaleźć w dziale ogólnym - nie spodziewajcie się ognistych scen erotycznych. Fik opiera się głównie na uczuciach, a jego ogromną zaletą jest stworzenie przez autorkę całego magicznego świata - od tradycji i historii po politykę.
Miłego czytania |
|
|